- Wolę pójść do więzienia i jednak przeżyć, a nie skończyć jak mielonka z mięsa armatniego – mówi mi Sasza*, z którym znamy się półtora roku, a który kilka tygodni temu zdecydował się na „sezecze”, czyli samodzielne opuszczenie jednostki. W armii jest od końca lutego 2022 r. Ale odkąd zmieniono przepisy o demobilizacji, nie tylko on myślał o ucieczce z armii.
Wojna w Ukrainie to nie tylko linia frontu, ataki rakietowe, straty w ludziach i sprzęcie. To również to, o czym dziś trochę mniej się myśli i mówi – katastrofa energetyczna i ekologiczna, środowiskowa. A to, także w kontekście negocjacji członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej, będzie mieć ogromne znaczenie, choć dziś mało kto zdaje sobie z tego sprawę.