Wowczańsk: bomby szybujące, rakiety i drony. Trwają zmasowane bombardowania lotnictwa rosyjskiego wokół Charkowa, a na ukraińskie oddziały dosłownie spada deszcz pocisków – pisze w PostPravda.info Askold Krushelnycky, dziennikarz The Independent oraz komentator BBC, który od kilku dni jest na miejscu w Ukrainie, niedaleko strefy walk na Charkowszczyźnie. Askold porozmawiał z jednym z żołnierzy, jakiego przesunięto pod Wowczańsk z innej części frontu, aby pomóc powstrzymać silny atak Rosji.
Autor tekstu i fotografii: Askold Krushelnycky
Redakcja i tłumaczenie: Piotr Kaszuwara
- – Rosjanie zrzucają na nas wszystko, co mają. Walki toczą się blisko ich granicy, dlatego łatwo im dowozić nowych ludzi, zaopatrzenie, a także przemieszczać pojazdami opancerzonymi. Do tego ostrzeliwują nas ze swojej strony granicy, a także łatwiej im operować helikopterami i samolotami – opowiada „Amerykanin”, żołnierz walczący pod Wowczańskiem, z którym rozmawia Askold Krushelnycky.
- Kijów szacuje, że tylko w ubiegłym tygodniu Rosjanie w pobliżu Wowczańska zrzucili ponad 200 bomb szybujących tzw. KAB-ów.
- Decyzje zachodnich polityków sprawiają, że dostarczany sprzęt nie może być użyty przeciwko celom na terenie Rosji. A to przecież właśnie tam stoi cały moskiewski arsenał, którego Putin używa do ponownego terroryzowania Charkowa.
Bitwa o Charków: artyleria nie może tu dotrzeć
Rakiety, bomby szybujące – z dołączonymi skrzydłami lub wbudowanym GPS – a do tego masowe ataki dronami. Rosja od kilkunastu dni prowadzi otwartą ofensywę na północny-wschód od Charkowa, drugiego co do wielkości miasta w Ukrainie. Bombardowania z powietrza są wspierane atakami naziemnymi. Kilka tysięcy moskiewskich żołnierzy przekroczyło granicę Ukrainy i próbowało nacierać w kierunku samego Charkowa. Najbardziej zacięte walki skupiły się na obszarze w pobliżu miasta Wowczańsk. Jest on położony bardzo blisko granicy i około 60 km od Charkowa. Siły rosyjskie pokonały słabe ukraińskie fortyfikacje, penetrując kilka kilometrów terenu w głąb i zdobywając dwa przyczółki o łącznej powierzchni około 100 kilometrów kwadratowych.
Rosjanie zajęli kilka wiosek, zanim spóźnione ukraińskie posiłki powstrzymały natarcie. – Podczas naszej wizyty pojazd armii ukraińskiej, wyposażony jedynie w trzy koła, zatrzymał się nagle z trzaskiem na drodze. Ktoś z niego wysiadł, wyciągnął narzędzia i zaczął naprawiać uszkodzoną maszynę – opisuje sytuację Askold, cytowany przez The Independent. Jak mówi: napotkany człowiek to żołnierz o pseudonimie „Amerykanin”. Chwilę rozmawiają. Rosyjski dron bojowy zauważył nas po drodze. Jechaliśmy tak szybko, jak to było możliwe, ale nie mogliśmy go wyprzedzić ani się go pozbyć. Zrzucił tę bombę, ale na szczęście uderzyła w asfalt, a nie w nas. Zniszczone mamy tylko koło.
„Amerykanin” przyznał, że jak tylko naprawią koło, wracają na front do pod Wowczańsk. Jego jednostka została tu przeniesiona z innej części ponad 600-kilometrowej linii frontu w Ukrainie. Nie chce powiedzieć dokładnie skąd, ale wyjawia, że trafili tutaj 7 maja. Już wtedy stawało się jasne, że siły rosyjskie gromadzące się pod granicą są gotowe do działania. Atak, o którym teraz mówi cały świat, rozpoczął się 9 maja.
Tak wyglądał początek walk pod Charkowem
– Rosjanie zrzucają na nas wszystko, co mają. Walki toczą się blisko ich granicy, dlatego łatwo im dowozić nowych ludzi, zaopatrzenie, a także przemieszczać się pojazdami opancerzonymi. Do tego ostrzeliwują nas ze swojej strony granicy, a także łatwiej im operować helikopterami i samolotami – opowiada „Amerykanin”.
– Rosjanie na początek wysłali świeżych żołnierzy szturmowych, do ataków naziemnych. To wbrew zasadom, tak się nie robi. Zazwyczaj najpierw są bombardowania, a później na czysty teren wchodzi piechota, żeby go oczyścić. Tutaj żołnierzy wykorzystali jak mięso armatnie, żeby nas zmęczyć i odkryć pozycje. Zabiliśmy ich ogromne ilości. Dopiero za nimi weszły wyszkolone i doświadczone jednostki.
– Oni dopiero zajęli północną część miasta, a niektórzy okopali się w pobliskiej fabryce. Podczas prób zajęcia większej powierzchni miasta Wowczańsk doszło do walk ulicznych – gdy żołnierz mówi, wokół słychać regularne eksplozje, huk startujących rakiet „Grad”, a także warkot silników dronów.
To zadziwiające, ale tu na niebie unosi się nieustannie kilkaset dronów obserwacyjnych i bojowych obu stron. „Amerykanin” miał szczęście, bo wielu jego towarzyszy zginęło, gdy drony kamikadze, czyli FPV, lecące z prędkością blisko 80 km na godzinę, ścigały ich biegnących do ukrycia w bunkrze albo w okopie.
KAB, czyli bomby szybujące a Wowczańsk
Największe zagrożenie stanowią jednak obecnie bomby szybujące, których Rosjanie podczas trwającej ofensywy pod Charkowem używają masowo. Są one na tyle skuteczne, że wśród ukraińskich dowódców po raz pierwszy pojawia się realna obawa, że Rosjanie dotrą bliżej niż 30 km od Charkowa i miasto znów – podobnie jak na początku inwazji w 2022 roku – znajdzie się w zasięgu artylerii. To byłoby dla Charkowa tragedią.
Bomby szybujące, nazywane są także KAB. To ukraiński akronim od określenia „kierowana bomba powietrzna”. To bomby starego typu, w rodzaju tych zrzucanych przez bombowce podczas II wojny światowej. Niestety nadal działają, a szacuje się, że Rosja ma w magazynach setki tysięcy tego typu bomb i tanio oraz łatwo przekształciła je w rodzaj bomby kierowanej. Głównie dzięki wyposażeniu niektórych z nich w systemy naprowadzania GPS, a także dołączone do nich skrzydła. To one umożliwiają bombom szybowcowe opadanie, a to znacznie zwiększa ich zasięg.
Bomby te okazały się trudne do przechwycenia. Własnie too sprawia, że ukraińscy żołnierze nie mogą już polegać na bezpieczeństwie okopów czy bunkrów. Nie uchronią one przed bombami, ważącymi nawet półtorej tony. Zawierają one także od 30 do 80 razy więcej materiałów wybuchowych niż standardowe pociski artyleryjskie, na które ukraińskie schrony są przygotowane.
Wowczańsk: tu giną cywile
„Amerykanin” opisuje atak: KAB-y powodują ogromne zniszczenia. Mogą burzyć całe budynki, a do tego jak trafią centralnie, nawet w głęboki bunkier. Ryzyko śmierci jest bardzo wysokie. Kijów szacuje, że tylko w ubiegłym tygodniu Rosjanie w pobliżu miasta Wowczańsk zrzucili ponad 200 bomb szybujących.
Duża część z kilkudziesięciu ofiar cywilnych zginęła pod Wowczańskiem właśnie od bomb szybujących. 66-letnia Lilia jest jedną z osób przed chwilą ewakuowanych przez policję. Dotychczas mieszkała z 86-letnią matką w Hrafske, jednej z wiosek na południe od miasta Wowczańsk. Zaczepiamy ją. Opowiada, że pomimo ciężkich walk i eksplozji, starsza matka nie chciała opuszczać domu. Córka opuściła wioskę dopiero po śmierci matki. Bomba szybująca spadła w ich ogrodzie.
Rosjanie zbombardowali punkt ewakuacji, ośrodek wypoczynkowy i park
Policja wiele razy dziennie ryzykuje tu życie, by ratować cywilów. Zabiera ich z domów pojazdami opancerzonymi i wiezie do punktu zbiórki. Tam przesiadają się np. do busów, czy autobusów, które zawiozą ich do ośrodków dla uchodźców w Charkowie.
Askold Krushelnycky był w jednym z takich punktów zbiórek, zaledwie kilka minut po eksplozji trzech bomb szybujących. Na szczęście ewakuowani i ratownicy w porę opuścili miasto, ale centrum zostało całkowicie zniszczone. Otaczające je drzewa są powalone i rozszarpane. Gałęzie jeszcze się tlą.
W minioną niedzielę w wyniku ataku dwóch takich rakiet zginęło co najmniej siedem osób, w tym kobieta w siódmym miesiącu ciąży. Wiele innych zostało rannych, podczas pobytu w ośrodku wypoczynkowym na północ od Charkowa.
Ośrodek wypoczynkowy nad jeziorem w Czerkaskiej Łozowej, jeszcze do 19 maja, do godziny 11:02 w niedzielę rano wyglądał jak typowe miejsce do wakacyjnej rekreacji. Teraz sosnowe domki stojące wokół basenu z barem i restauracją są poorane odłamkami. Główny budynek ośrodka spłonął całkowicie.
Główny prokurator regionu charkowskiego ds. zbrodni wojennych Oleksandr Filchakow, a jednocześnie szef Prokuratury Okręgowej w Charkowie powiedział brytyjskiemu dziennikowi The Independent, że według niego atak był podwójny. Uderzyły tu dwie rakiety Iskander-M, które celowo wystrzelono w odstępie 10 minut. Tak by na miejsce zdążyły już przyjechać służby ratownicze i by przy drugim uderzeniu dokonać kolejnej masakry. Rosjanie czasami sugerują, że te rakiety, które zabijają cywilów, zeszły z kursu. Jednocześnie się chwalą, że ich rakiety Iskander są super celne. To gdzie jest prawda? Myślę, że tutaj. Dwie rakiety przyleciały w 10 minutowym odstępie czasu dokładnie w to samo miejsce.
Jak dodaje prokurator, w okolicy nie ma obiektów wojskowych, a wszyscy w ośrodku byli cywilami. Nie było tam ani jednego żołnierza, tylko ludzie, który przyjechali z dziećmi. Myśleli, że w niedzielę choć na kilka godzin zapomną o codziennych nalotach na Charków.
Drugi pocisk, o którym mówi Oleksandr Filchakow, zranił medyka i policjanta oraz uszkodził ambulans i radiowóz.
Również w niedzielę, w wioskach na wschód od Charkowa w rosyjskich nalotach, od bomb szybujących, rakiet i dronów zginęło pięć osób, a co najmniej osiem zostało rannych. W samym Charkowie w wyniku nalotów na park, w którym bawiły się dzieci oraz na miejski cmentarz, dwie osoby zostały ranne. Liczba ofiar śmiertelnych wśród ludności cywilnej w weekend była tak wysoka, że władze obwodu charkowskiego ogłosiły poniedziałek 20 maja dniem żałoby.
Apel rozpaczy prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego
Prezydent Wołodymyr Zełenski oraz jego dowódcy wojskowi i zagraniczni sojusznicy Ukrainy potępili obwarowania, które m.in. USA, ale także inne kraje nałożyły na stosowanie broni, przekazanej Kijowowi. Decyzje zachodnich polityków sprawiają, że dostarczany sprzęt nie może być użyty przeciwko celom na terenie Rosji. A to przecież właśnie tam stoi cały moskiewski arsenał, którego Putin używa do ponownego terroryzowania charkowszczyzny. Istnieją obawy, że takich ruch mógłby wciągnąć NATO w bezpośredni konflikt z Rosją. Ukraińscy urzędnicy uważają natomiast, że muszą bronić kraju wszelkimi możliwymi sposobami.
Zełenski w wywiadzie dla Reutersa ponownie wezwał USA do zniesienia przez Amerykę i innych sojuszników ograniczeń dotyczących użycia ich broni na terenie Rosji. Chociaż Zełenski powiedział, że rozumie obawy partnerów, to nalegał na odważne decyzje. W szczególności na przyspieszenie przekazania Ukrainie samolotów F-16, ale także na to, by samoloty innych krajów mogły pomóc chronić ukraińskie niebo. Choćby do momentu, kiedy wyczekiwane F-16 dotrą już do Kijowa.
Ukraina na razie wstrzymuje Rosję. Dowódcy wiedzą jednak, że Rosja nadal będzie uderzać w Ukrainę z drugiej strony granicy i zrobi to bez obaw o odwet,. Ponadto, ukraiński wywiad podał wczoraj, że po rosyjskiej stronie, przy granicy z ukraińskim obwodem sumskim, czyli około 160 km na północ od Charkowa, gromadzi się dodatkowe 10 000 moskiewskich żołnierzy, w tym jednostki z Czeczenii i trzy pułki strzelców zmotoryzowanych.
– To kwestia woli – twierdzi prezydent Zełenski. – Powtarzacie, że boicie się eskalacji. Przyzwyczailiście się, że Ukraińcy umierają. Dla naszych ludzi to nie jest eskalacja. To jest kwestia przetrwania. Sprawa życia lub śmierci.
Czytaj więcej w PostPravda:
Co dzieje się pod Charkowem? Raport z frontu
Bitwa o Charków, czyli lost in translation?