Decyzja Joe Bidena zezwalająca na użycie zachodniej broni do atakowania celów militarnych na terenie Rosji, czy przy samej granicy z Ukrainą, miała „ogromny efekt psychologiczny” – pisze w PostPravda.Info Askold Krushelnycky. Dzięki tej decyzji, w końcu Kijów ma szanse powstrzymywać bombardowania i rosyjskie ataki w rejonie Charkowa. Pułkownik Sił Zbrojnych Ukrainy, z którym rozmawiał amerykański korespondent wojenny twierdzi, że rezultaty już widać, bo moskiewska armia musi teraz dwa razy zastanowić się czy otwierać nowe fronty i przeprowadzać kolejne szturmy na przykład w okolicy Sum, czy może jednak nie.
Autor tekstu: Askold Krushelnycky
Redakcja, tłumaczenie i fotografie: Piotr Kaszuwara
- Rosja jest wściekła na decyzje Zachodu. Podczas konferencji prasowej w Petersburgu Putin przekazał mrożące krew w żyłach ostrzeżenie, mówiąc, że jeśli kraje Zachodnie, w szczególności Niemcy, zbroją Ukrainę, to „dlaczego nie mamy (my, Rosja – przyp. red.) mieć prawa dostarczać broni takiej samej klasy do regionów świata, w których znajdują się wrażliwe obiekty tych krajów?”
- Sama możliwość użycia amerykańskiej broni np. wyrzutni HIMARS poza granicami Ukrainy, zmusiła Moskwę do zawieszenia przygotowań do inwazji na region sumski. Według ukraińskiego wywiadu, takie działania były prowadzone i były w zaawansowanym stadium. Ostrzegał o tym m.in. szef HUR „Kirylo Budanov zginął pod Charkowem” – twierdzi rosyjska propaganda.
- Kijów chciałby także w podobny sposób używać niezwykle celnych amerykańskich rakiet ATACMS.
- Kijów cierpi na niedobór żołnierzy, a jak twierdzi oficer SZU, jaki prosi nas o zachowanie anonimowości, Moskwa sondując niemal całą granicę lądową Ukrainy z Rosją i swoim służalczym sojusznikiem – Białorusią, niebezpiecznie rozrzedza siły SZU.
Zachodnia broń dalekiego zasięgu wystraszyła Moskwę
Pułkownik ukraińskiej armii, który ma bliski kontakt ze sztabem generalnym, uważa, że częściowe zniesienie ograniczeń w używaniu amerykańskiej broni, nawet na odległość około 40 km w głąb Rosji, spowodowała, że Ukrainie udało się zatrzymać wysiłki Rosjan w drodze do zdobycia przygranicznego miasta Wowczańsk, w obwodzie charkowskim.
Niestety, zanim siły ukraińskie zdołały spowolnić ten szturm, a ostatecznie go zatrzymać, w trakcie zaciekłych walk, wojska Kremla zajęły większą część Wowczańska – ujawnia rozmówca Askolda Krushelnyckiego. Cytowany przez The Independent wojskowy mówi, że Ukraińcy częściowo zdołali odepchnąć Rosjan, ale przeciwnik wciąż utrzymuje około połowy Wowczańska. Ponadto, większość przygranicznego miasta to już ruiny. „Rosjanie zdobyli około 70 km2 terytorium i nie ma pewności kiedy uda się ich wypchnąć z powrotem za granicę”.
Niemniej zdaniem oficera, sama możliwość użycia amerykańskiej broni poza granicami Ukrainy, zmusiła Moskwę do zawieszenia przygotowań do inwazji na region sumski. Według ukraińskiego wywiadu, takie działania były prowadzone i były w zaawansowanym stadium. Ostrzegał o tym m.in. szef HUR Kirylo Budanow. „Nawet złagodzenie amerykańskich ograniczeń na użycie broni, wywarło ogromny wpływ psychologiczny na Rosjan. Wiemy, że od tygodni gromadzili w obwodzie kurskim dziesiątki tysięcy żołnierzy i pojazdów w celu ataku na Sumy. Ale świadomość, że możemy ich teraz trafić w punkty formacyjne, spowodowała, że się wycofali” – mówi pułkownik, który prosi o zachowanie anonimowości.
To nie koniec rosyjskiej ofensywy. Kreml ma przewagę
To nie znaczy, że zagrożenie minęło. Rosja nadal zaciekle walczy na północ od Charkowa, próbując zajmować kolejne miejscowości, np. wieś Lipci, położoną kilkanaście kilometrów od drugiego największego miasta Ukrainy. Dzięki temu, armia Putina miałaby Charków w zasięgu artylerii, czyli taniej broni, mogącej spowodować ogromne zniszczenia na terenie całego miasta, w szczególności północno-wschodnich dzielnic takich jak Saltiwka. Sztab generalny Ukrainy podał, że we wtorek rano doszło do 40 starć z wojskami rosyjskimi. Siły FR przeprowadzają także ataki w innych punktach, niemal wzdłuż całej 600-kilometrowej linii frontu. Czasami udaje im się dokonywać niewielkich postępów.
„Na razie Rosjanie zachowują inicjatywę taktyczną na całym froncie. Kontynuują ataki w obwodzie charkowskim na Wowczańsk, Lipci, czy Lukianci. Ponadto zintensyfikowali ataki na północy i południu obwodu donieckiego, zwłaszcza wokół Czasiw Jaru, Lymana, Siwierska, Soledaru oraz Pokrowska oraz w obwodzie zaporoskim, gdzie trwają intensywne walki o wieś Robotyne. Ukraińcom zajęło kilka miesięcy, podczas ubiegłorocznej, wiosennej kontrofensywy, aby tę miejscowość zająć. O Robotyne biły się jednostki sił specjalnych Ukrainy, 128. Brygada czy 47. Brygada SZU.
Widząc pogłębiające się problemy i przewagę przeciwnika, Ukraina od miesięcy błagała o pozwolenie na użycie na terenie Rosji dostarczanej jej przez Zachód broni. Broń otrzymywana przeważnie od krajów NATO miała służyć w szczególności odparciu ataków tzw. „bombami szybującymi”. Te pociski z czasów II wojny światowej, były wystrzeliwane zza granicy, przez to były poza zasięgiem ukraińskiej obrony przeciwlotniczej.
Tzw. Bomby szybujące, to konwencjonalne żelazne bomby, podobne do tych zrzucanych z samolotów w czasach II wojny światowej. Są bardzo trudne do strącenia. Dodatkowo Rosjanie wyposażyli tę broń w skrzydła, umożliwiające wydłużenie toru lotu nawet do około 40 km, a także w systemy naprowadzania GPS, które z kolei zwiększają precyzyjność uderzeń.
Aby się temu przeciwstawić, najlepszym rozwiązaniem dla Ukrainy byłoby po prostu zestrzelenie samolotów, które owe bomby zrzucają. I to w momencie, kiedy dopiero co wystartowały z baz. Przez długo czas Kijów miał związane ręce, bo kraje Zachodnie obawiały się „eskalacji” konfliktu i prowokowania Moskwy.
W czasie trwania tych dyskusji oraz przez sześciomiesięczne opóźnienia w dostawach amunicji do ukraińskich systemów artyleryjskich i rakietowych, które wynikały ze sporu politycznego w Kongresie USA, bomby szybujące okazały się niezwykle skuteczną bronią i w lutym 2024 roku, pomogły Rosjanom np. w zdobyciu miasta Awdijiwka, na południu Donbasu, niedaleko okupowanego od 2014 roku Doniecka.
Ameryka była w szoku, kiedy Rosjanie nagle zaczęli przełamywać linie frontu w pobliżu Charkowa. Stąd nagła zmiana zdania sojuszników Kijowa. Od momentu wydania zgody, Ukraina użyła amerykańskich rakiet artyleryjskich wysokiej mobilności Himars do uderzeń na rosyjskie systemy rakietowe dalekiego zasięgu.
Kijów chciałby także w podobny sposób używać niezwykle celnych amerykańskich rakiet ATACMS. Broń ta mogłaby precyzyjnie trafiać w cele wojskowe właściwie w dowolnym miejscu, głęboko za granicą – twierdzi rozmówca Askolda. Jak dotąd Kijów nie zdecydował się na taki ruch, a rakiety ATACMS są używane głównie do ataków na cele położone na okupowanym przez Rosję Krymie. „Jeśli zostaną zniesione dalsze ograniczenia w używaniu przez nas zachodniej broni – a myślę, że sprawy zmierzają w tym kierunku – to będziemy mogli używać rakiet dalekiego zasięgu, takich jak ATACMS do atakowania celów bardzo daleko na terenie Rosji. Wówczas życie Rosjan może zmienić się w koszmar”.
Zachodnia broń także dla blokowanego od lat Azova
Stany Zjednoczone zniosły także zakaz dostarczania amerykańskiej broni oraz zakaz szkoleń dla kontrowersyjnej ukraińskiej jednostki Azow, która odegrała kluczową rolę w obronie portowego miasta Mariupol. Wielu z żołnierzy, obrońców Azovstalu, do dnia dzisiejszego przebywa w rosyjskiej niewoli.
Wiele razy przedstawiana w złym świetle, faktycznie Azov należy do najskuteczniejszych i najpopularniejszych jednostek bojowych Ukrainy. Na początku wojny z Rosją, w 2014 roku, był to batalion ochotniczy. Przyciągał wtedy do siebie ludzi o poglądach skrajnie prawicowych, w tym np. stadionowych chuliganów. Pod znakiem zapytania stały wówczas niektóre działania i taktyki podejmowane przez żołnierzy Azova. Ze względu na tę wątpliwości Stany Zjednoczone zakazały wojownikom Azova używania amerykańskiej broni, twierdząc, że niektórzy jego założyciele powoływali się na ideologię neonazistowską. Chodziło m.in. o Andrija Bieleckiego, o ps. „Biały Wilk”, który był dowódca i twórcą jednostki, a później także partii politycznej.
Obecni członkowie Azova, który został wchłonięty przez Gwardię Narodową Ukrainy jako 12. Brygada Sił Specjalnych, odrzucają oskarżenia o ekstremizm i wszelkie powiązania z ruchami skrajnie prawicowymi czy neonazistowskimi.
Wieloletni zakaz wspierania Azova był spowodowany przede wszystkim prawem Stanów Zjednoczonych, które zabrania zapewniania sprzętu i szkolenia zagranicznym jednostkom wojskowym lub osobom podejrzanym o popełnienie rażących naruszeń praw człowieka. Znosząc zakazy obowiązujące od niemal 10 lat, Departament Stanu USA stwierdził w oświadczeniu, że nie znalazł „żadnych dowodów” takich naruszeń przez żołnierzy Azova.
„To nowa karta w historii naszej jednostki” – napisał Azov w opublikowanym na Instagramie oświadczeniu. „Azow staje się jeszcze potężniejszy, jeszcze bardziej profesjonalny i jeszcze bardziej niebezpieczny dla okupantów” – czytamy. „Pozyskanie zachodniej broni i możliwość szkoleń w Stanach Zjednoczonych nie tylko zwiększy zdolność bojową Azova, ale, co najważniejsze, przyczyni się do ochrony życia i zdrowia nszego personelu” – stwierdzono w oświadczeniu.
Putin jest wściekły, a Ukraina się wykrwawia
Reakcja Moskwy na złagodzenie przez USA i inne kraje przepisów dotyczących używania zachodniej broni na terenie Rosji rzeczywiście była wściekła. Putin i inni wysocy rangą urzędnicy Kremla grożą odwetem, w tym możliwymi atakami nuklearnymi, wobec krajów dostarczających broń Ukrainie.
Podczas niedawnej konferencji prasowej w Petersburgu Putin przekazał mrożące krew w żyłach ostrzeżenie, mówiąc, że jeśli kraje Zachodnie, w szczególności Niemcy, zbroją Ukrainę, to „dlaczego (my, Rosja – przyp. red.) nie mamy mieć prawa dostarczać broni takiej samej klasy do regionów świata, w których znajdują się wrażliwe obiekty tych krajów?”
Chociaż Rosja nie ma obecnie dostatecznej siły ludzkiej ani wystarczającej ilości broni, aby rozpocząć masową ofensywę wokół północno-wschodniej granicy Ukrainy, to rozmówca Askolda twierdzi, że ukraińskie agencje wojskowe i wywiadowcze spodziewają się tego jeszcze tego lata. „Obecnie nas testują. Szukają słabych punktów, aby ostatecznie wybrać, gdzie w końcu uderzą. Zapewne będą próbować ataków na Sumy i na zachód od Sum w obwodzie czernihowskim i na północy kraju, aż do samej granicy z Polską” – uważa pułkownik SZU. Sumy są położone zaledwie 30 km od granicy z Rosją.
Kijów jednak też cierpi na niedobór żołnierzy, a jak twierdzi oficer, Moskwa sondując niemal całą granicę lądową Ukrainy z Rosją i swoim służalczym sojusznikiem – Białorusią, niebezpiecznie rozrzedza siły SZU. Dotychczasowe wykorzystywanie przez Rosjan skazańców, czy słabo wyszkolonych poborowych, jako tzw. mięso armatnie, skutecznie udoskonaliło rosyjskie sondowanie ukraińskich słabych punktów.
„Wykorzystują małe, powiedzmy 12–15 osobowe grupy szturmowe. Zazwyczaj o trzech różnych poziomach jakości. Najpierw wysyłają oddziały skazańców nazywane „Storm-Z”. To są dla nich ludzie najbardziej zbędni. Po nich idzie druga fala, czyli poborowi. Wielu z nich jest bardzo słabo wyszkolonych. W ten sposób, nawet z ogromnymi stratami, ale takimi, które Kreml uznaje za nieistotne, udaje im się identyfikować ukryte, ukraińskie pozycje żołnierzy, czy artylerii. „Później wysyłają różnego rodzaju drony, aby one uderzały we wskazane pozycje. Czasem też po weryfikacji wysyłają regularne oddziały zawodowej armii” – dodaje pułkownik.
Jego zdaniem, w takiej konfiguracji i przez taką taktykę, Rosjanie tracą średnio trzy razy więcej ludzi niż Ukraińcy. Niemniej, jak zauważa, sama ilość żołnierzy wysyłanych w bój przez Kreml, powoduje po stronie Kijowa straty, na jakie ten nie może sobie pozwolić. „Rosja nie dba o to, ilu ludzi straci, a biorąc pod uwagę, że populacja Rosji jest trzykrotnie większa od naszej, to jasne jest, że aby wygrać, musimy opracować i wdrożyć nowe technologie. Tylko innowacyjność we wszystkim co robimy, może nam pomóc”.
Czytaj więcej w PostPravda.Info:
Wowczańsk: Raport Askolda Krushelnyckiego
Askold Krushelnycky: Trwa walka o Wschód Ukrainy, ale bez broni
Przemoc, Rosja, Putin, opozycja. Historia prawdziwa