Rosjanie, którzy odmówili walki i wcielenia do armii, mają być przymusowo wysyłani na front obwodu charkowskiego – informuje amerykański Instytut Studiów Nad Wojną. Dezerterzy rosyjskiej armii wysyłani są w najgorętsze miejsca, z których większość nigdy nie wraca. Stają się przysłowiowym mięsem armatnim.
Dezerterzy kończą jako mięso armatnie
Ci Rosjanie, którzy mimo rozkazu nie chcieli jechać na front są siłą wysyłani pod Charków. Według zasady, zamiast trafiać tam, powinni stanąć przed sądem za dezercję lub odmowę wykonania polecenia. O tego typu procederze poinformowała rosyjska, opozycyjna prasa, która ustaliła, że większość takich osób została w maju wysłana pod Donieck oraz na północ obwodu charkowskiego.
Jak czytamy w gazecie Wierstka – sprawy sądowe nieposłusznych żołnierzy są odwoływane, stosuje się wobec nich przemoc fizyczną czy też grozi bronią, by zmusić ich do wyjazdu na front. W ten sposób pod Charków miało trafić około 170 ludzi.
Rosjanie od kilku tygodni napierają na tym kierunku, próbując przełamać ukraińskie pozycje obronne. Początkowo im się to udało i zdobyli kilka przygranicznych wiosek, ale później Ukraińcy sytuację ustabilizowali, zatrzymując pochód kremlowskiej armii kilkanaście kilometrów od granicy.
Opóźnienia w dostawach broni dla Ukrainy trwają
Moskiewskie wojska jednak z dnia na dzień zdobywają kolejne kilometry kwadratowe, bo Ukrainie doskwierają opóźnienia w dostawach zachodniej broni.
Najcięższe walki toczą się obecnie w pobliżu miejscowości Lipci, około 30 km od Charkowa. Zdobycie tej miejscowości umożliwiłoby Rosjanom bombardowanie Wowczańsk: Raport Askolda Krushelnyckiego z dział artyleryjskich.
Czytaj więcej wieści z frontu:
Co dzieje się pod Charkowem? Raport z frontu
Wywiad prawie pod bombami. Charków, Kramatorsk i Piotr Kaszuwara u Kapitana Lisowskiego