Bohater filmu fabularnego pt. „Bucza”, w szczerym wywiadzie udzielonym PostPravda.Info opowiada o tym, jak zdołał uratować spod rosyjskiej okupacji 204 osoby. Konstantin Gadauskas to człowiek, którego można porównać do legendarnego Jana Karskiego, który poinformował świat o holocauście podczas II wojny światowej. Kazach, któremu życie zawdzięcza kilkaset osób był z kolei naocznym światkiem zbrodni, jakie Rosjanie popełnili w Buczy pod Kijowem w marcu 2022 roku, na początku inwazji na Ukrainę. – Bałem się. Ale wiedziałem też, że nie działam sam. Że w zasadzie to nie ja robię, tylko Bóg moimi rękami ratuje tych ludzi. Dlatego kazałem każdemu, kto wsiadał do mojego auta się modlić. Każda z 204 osób to zrobiła i wszyscy przeżyli – mówi Gadauskas. Dziś w kinach premiera filmu, który opowiada o jego bohaterstwie.
Konstantin Gadauskas: najgorsi byli Pskowscy
Piotr Kaszuwara, PostPravda.Info: Dlaczego Rosjanie zabili tylu ludzi w Buczy, Irpieniu, w Hostomelu?
Konstantin Gadauskas: Ci, których ja spotkałem byli mocno ideowi. Wręcz tacy… ideowi faszyści. Nie zabjali dlatego, że ktoś ich atakował albo siłą im się przeciwstawiał. Mordowali ludzi za to, co myśleli. Za to, że byli Ukraińcami.
Buriaci? O nich najczęściej słyszymy, kiedy mówimy o masakrze w Buczy.
Nie. Najgorsi byli Pskowscy. 76. Dywizja Szturmowo-Desantowa Federacji Rosyjskiej. To jedna z najstarszych jednostek w Rosji. Walczyli podczas II wojny światowej, szli na Niemcy. W latach 90. brali udział w wojnach czeczeńskich, aneksji Krymu, wojnie w Donbasie oraz właśnie w inwazji na Ukrainę w 2022 roku. To także oni, wraz z jednostką specjalną KGB o nazwie Alfa, w 1991 roku szturmowali siedzibę Telewizji w Wilnie. Wcześniej w 1986 roku mordowali studentów, w 2022 roku w styczniu brali udział w tłumieniu protestów społecznych w Kazachstanie, byli na wojnie w Gruzji i podczas interwencji rosyjskiej w Nadniestrzu, w Mołdawii.
Zadania wyjątkowo specjalne.
Absolutnie. Nie trafiają tam przypadkowi ludzie. Mają całkowicie wyprane mózgi. Są bardzo oddani idei. Większość z nich to ogromni faceci, wysocy na dwa metry, wielcy. Większość z nich na pewno nie ma wszystkich klepek. Nie mają żadnej litości, zero ludzkich odruchów. To najstraszniejsi żołnierze jakich widziałem w życiu.
Jesteś pewien, że byli w Buczy?
Tak. Na pewno. Ale nie byli tam od samego początku. Kiedy te pierwsze jednostki, jakie zachodziły do miasta zaczęły panikować, to wysłali Pskowskich. I to właśnie na sam koniec oni zamordowali najwięcej cywilnych ludzi. Urządzili sobie safari. Jeździli po ulicach i strzelali do kogo popadło. Do tego kto wyszedł z domu po wodę, po jedzenie. Wszystkich. Widziałem kilkoro z nich. Na piersi mieli naszywki z napisem „Jestem rosyjskim okupantem”.
A wojna się dopiero wtedy zaczynała.
A oni przyjechali z konkretnym zadaniem do wykonania. Nie byli tam, żeby rozmawiać, czy z kimś dyskutować. Pierwsze ich oddziały dotarły do Buczy, gdzieś w okolicy 20 marca 2022 roku. Wcześniej rzeczywiście w okolicy głównie siedzieli Buriaci. Pskowscy wycofywali się spod Kijowa, uciekali, bo zaczęli być okrążani przez Ukraińców od strony Makarowa. Wystraszyli się, że wpadną w kocioł i wszyscy zginą. No i z tego co wiem, generał Załużny rzeczywiście taki plan miał. 30 marca zaczęli więc wyjeżdżać i zostawiać za sobą inne rosyjskie jednostki. W ten sposób Pskowscy niestety zdołali uciec.
To kiedy mieli czas na zabijanie ludzi?
28 marca zaczęło się tzw. „oczyszczanie” Irpienia. Czyli masowe zabijanie Ukraińców. Trwało to kilka dni. Mniej więcej od 28 do 30 marca. Kilka dni później do miasta wkroczyły Siły Zbrojne Ukrainy. Wcześniej był tam HUR, czyli Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy. Oni weszli na teren zajęty przez wroga najwcześniej.
„I znowu przyszli ruskie…”
Dziennikarze wjechali do Irpienia i Buczy dopiero 3 kwietnia.
Tak. 2 kwietnia weszły SZU, a po nich na miejsce wpuszczono wielu zagranicznych korespondentów. Pierwsza na miejsce, razem ze mną wjechała ukraińska dziennikarka telewizji TSN i 1+1 – Alina Turyszyn. Jechaliśmy w obstawie HUR. W mieście byli jeszcze Rosjanie, którzy próbowali jeszcze walczyć, ale nasi szybko się z nimi rozprawili. Nikogo do niewoli nie brano.
Też brałeś w tym udział, po wszystkim co widziałeś?
Miałem ze sobą broń. Też chodziłem po mieście i szukałem Rosjan, ale nikogo nie zabiłem. Nie chciałem w ogóle mieć tego karabinu ze sobą, ale żołnierze mi mówią: „słuchaj, jak ich spotkasz, to oni o nic cię prosić nie będą. Albo ty ich, albo oni ciebie.” Chwała Bogu nic takiego się nie wydarzyło. Może dlatego, że modliłem się, żeby nie musieć do nikogo strzelać. Moim przeznaczeniem jest ratować życie, a nie je odbierać. Znajomi się nawet ze mnie śmieją, że jakbym był potrzebny w armii, to od razu trafię do kompanii zabezpieczenia i wyślą mnie, żebym od Rosjan kupował benzynę do ukraińskich czołgów (śmiech).
Masz korzenie litewskie, ale większość życia spędziłeś w Kazachstanie. Jak to się stało, że w 2019 roku zamieszkałeś w Ukrainie?
Musiałem uciekać z kraju. Wyrzucono mnie i skazano na banicję, za to, że przeciwstawiałem się prorosyjskiej władzy. Byłem politycznym dysydentem. W 2019 roku wspierałem w wyborach Amirjana Kosanowa. Głównego rywala obecnego prezydenta kraju Kasima-Jomarta Tokajewa. Niestety Kosanow zawiódł nas wszystkich i sprzedał swoją prezydenturę za 10 mln dolarów. Po ogłoszeniu wyników, bezpruderyjnie pogratulował Tokajewowi. To było tak przykre i smutne, bo Kosanow miał szansę zmienić Kazachstan. Mógł zmienić historię swojego narodu. Gdyby dotrzymał słowa, to pewnie Rosja nie zdołałaby pójść na Ukrainę, bo mogłaby się obawiać stabilności swoich granic. Granica z Kazachstanem jest jedną z najdłuższych dla Federacji Rosyjskiej. Najsmutniejsze w najnowszej historii mojego kraju jest to, że można było tego dokonać bez przelewu krwi. Dziś jest już za późno.
Nie masz szans wrócić do domu?
Na pewno nie teraz. Mam paszport uchodźcy politycznego w Ukrainie. Wszystko, co miałem mi zabrano. I zrobił to człowiek, któremu zaufałem. Któremu wierzyliśmy, że chce zmienić nasz kraj na lepsze. Wszystko wydarzyło się w jeden dzień. Pozbawili mnie majątku i powiedzieli: „Od teraz jesteś nikim”. Mojego zięcia zwolnili z pracy, wyrzucili też siostrę. Zaczęły się śledztwa dotyczące dalszych członków mojej rodziny, przyjaciół. Taką cenę zapłaciliśmy za zdradę, której dopuścił się Kosanow.
Nowy dom znalazłeś w Ukrainie.
Pierwsze pół roku spędziłem po prostu na odpoczynku. Byłem załamany. Nie wiedziałem, co ze sobą robić. Zacząłem więc zwiedzać. Jeździć po kraju na różne wycieczki. Spacerować. I swoje miejsce znalazłem w Buczy. Kupiłem sobie mieszkanie, takie jakie chciałem, założyłem dobrze prosperującą firmę, która zajmowała się obsługą stacji ładowania do samochodów elektrycznych. Tylko ułożyłem swoje życie na nowo i znowu przyszli ruskie.
I zostałeś z niczym.
Dokładnie! Parę lat pożyłem jak człowiek. Wiesz, czasem się zastanawiam, co ja będę robić, jak wojna się skończy. Całe moje dorosłe życie to jakaś walka. Wywiozłem 204 osoby z Buczy, Rosjanie odeszli, myślałem – ok, teraz to już na pewno będzie spokojnie. I tak od trzech lat: jak nie drony, to systemy antydronowe, radary, śpiwory, karimaty, konserwy, słodycze, koce, bandaże, piecyki, czapki, szyję kombinezony dla czołgistów w Niemczech, dostarczam wyposażenie do okopów, ciągnę samochody dla armii. Czasem jak patrzę na rachunki naszej Fundacji „Bucha Help”, to się śmieję, że jakby to był biznes, to byłbym już milionerem.
Była taka okazja. Jeden z wysokich oficerów wywiadu ukraińskiego, za uratowanie jego ciężarnej żony i trojga dzieci spod rosyjskiej okupacji oferował ci walizkę pieniędzy.
Tak. I nie wziąłem jej. Powiedziałem, że życie tych ludzi jest warte dużo więcej i poprosiłem, żeby pomógł mi uratować więcej osób. Zaoferowałem, że będę jeździł i wywoził ludzi z Buczy. Na początku nie chciał się zgodzić, ale wierciłem im dziurę w brzuchu. Później HUR przemyślał ten plan i dzięki nim znałem bezpieczne drogi, wiedziałem, kto i gdzie stoi na rosyjskich punktach kontrolnych. Miałem świeże informacje o rosyjskich pozycjach.
Konstantin Gadauskas o szczegółach współpracy z wywiadem
Skąd?
Z różnych miejsc, ale jednym ze źródeł była starsza pani – Baba Taja, która niemal cały czas siedziała na ławeczce przed domem. Przywoziłem jej jedzenie, wodę, a wracałem z danymi, ile kolumn, jaki sprzęt. Ona w młodości pracowała w zbrojeniówce więc dokładnie znała nazwy, kaliber, siłę rażenia i była w stanie zrozumieć co się dzieje. Siedziała więc i liczyła, a później mówiła mi, co zobaczyła.
Przeżyła?
Tak. Mieszka niedaleko mnie.
Nie bałeś się, że w końcu jednak ktoś się domyśli czym się zajmujesz i ciebie też zastrzeli?
Bałem się. Ale wiedziałem też, że nie działam sam. Że w zasadzie to nie ja robię, tylko Bóg moimi rękami ratuje tych ludzi. Dlatego kazałem każdemu, kto wsiadał do mojego auta się modlić. Każda z 204 osób to zrobiła i wszyscy przeżyli.
To dużo ludzi. Gdybyś za każdym razem mówił, że wieziesz żonę, dzieci czy dziadka, to w końcu brakłoby ci opowieści.
Każda ewakuacja była starannie przemyślana. Jeździłem różnymi drogami, czasami musiałem czymś przekupić Rosjan. Przy każdej rodzinie, przy każdej osobie miałem gotową i przemyślaną historię. Pomagali mi je układać oficerowie ukraińskiego wywiadu.
To nieprawdopodobne, że Rosjanie się nie zorientowali. Zabijali przypadkowych ludzi, a ciebie nie ruszyli.
Bo miałem oficjalne pozwolenie od pułkownika, dowódcy okupacji Artema Gorodylowa.
Wiara ma moc
Jakim cudem?
Kiedy jechałem pierwszy raz w tę stronę, to Rosjanie nie chcieli mnie przepuścić. Zacząłem się im trochę stawiać i powiedziałem, że chcę rozmawiać z dowódcą. Niebawem przyjechał właśnie on. Udało mi się go przekonać, bo zagrałem na jego pysze. Uważał się za wielkiego przedstawiciela potężnego narodu rosyjskiego. Tak też z nim grałem. Do tego był religijny, więc złapałem go też na Biblię. Powiedziałem, że obaj jesteśmy chrześcijanami a obowiązkiem chrześcijan jest ratować życie. Kupił to i pozwolił mi działać. Nie wiem do końca, dlaczego to poskutkowało. Siła Bożego słowa ma niesamowitą moc. Myślę, że Bóg pokazał mi, że wie kim jestem. Że zna mnie osobiście i nie pozwolił nikomu tknąć mnie palcem.
Nigdy nie było blisko śmierci?
Nie raz. Do tej pory zastanawiam się, ile Bóg ma jeszcze cierpliwości. Pamiętam wzrok tych rosyjskich żołnierzy, których spotykałem w Buczy. Oni całym sobą chcieli mnie zabić. Było to widać w ich oczach. Ale nie mieli takiej mocy. W Buczy pokonaliśmy śmierć.