Artyści też giną na wojnie. Ilu? Nie wie nikt. Bo nikt nie wie, jakie są prawdziwe straty obu stron. Nie będzie przesadą powiedzieć, że przynajmniej kilkunastu wybitnych ukraińskich artystów zginęło w ciągu dwóch lat i trzech miesięcy pełnoskalowej wojny. Gdy w styczniu na froncie poległ Maksym Krywcow, literacki świat w Polsce zamarł, bo przecież za chwilę miała się ukazać po polsku jego debiutancka książka. O śmierci poety poinformowała Aneta Kamińska, jego tłumaczka, polska poetka, autorka m.in. „Pokoju z widokiem na wojnę”. Wczoraj kolejna niepokojąca wiadomość dla świata literackiego i muzycznego. Do wojska, zgodnie zresztą ze swoimi wcześniejszymi zapowiedziami wstąpił poeta Serhij Żadan. Ale to nie o nim tym razem jest ten tekst.
- Mychaiło swoje skrzypce zamienił na kontroler do sterowania dronem. Denys zamiast teatralnych rekwizytów ma w ręku karabin. Artem konsolę DJ-ską porzucił na rzecz narzędzi do naprawiania frontowych fur – mówi wolontariuszka Aldona Hartiwńska.
- Pamiętam o Borysie. Taką sobie sadhanę zadałem, żeby o nim pamiętać. No więc pamiętam, że on nie chciał już mówić o wierszach, jak zaczęła się totalna wojna – opowiada polski poeta Radek Wiśniewski. – Twierdził, że to koniec Poezji.
- Co do ilości poległych… Są takie dni, że nic innego nie widzisz oprócz nekrologów. Jeden nekrolog po drugim. Trudno je zliczyć. Bywa, że jest ich kilkadziesiąt dziennie, a to i tak przecież nie wszyscy. Nawet w najgorszych tygodniach obrony Bachmutu nie było tak wielu nekrologów, jak teraz – opisuje zbierane przez siebie dane Wiesław Habowski.
Poezja, opera, balet – umiera na wojnie
Aneta Kamińska 7 stycznia 2022 roku, w dzień śmierci Maksyma Krywcowa przetłumaczyła jego ostatni wiersz. Napisany dosłownie dwa dni przed śmiercią poety. Oto jego fragment:
„Moja głowa toczy się od zarośli do zarośli
jak przetoczypole
lub piłka
moje ręce oderwane
wyrosną fiołkami na wiosnę
moje nogi
rozwłóczą psy oraz koty
moja krew
pofarbuje świat na nowy czerwony
Pantone ludzka krew
moje kości
wciągnie ziemia
i utworzą szkielet
mój przestrzelony automat
zardzewieje
biedaczek
moje rzeczy na zmianę i sprzęt
przekażą nowym rekrutom
żeby już szybciej była wiosna
żeby wreszcie
zakwitnąć
fiołkami”
5.01.2024
Przełożyła Aneta Kamińska.
Ten wiersz jest taki… zupełnie jakby Krywcow przewidział swoją śmierć. Może ta specyficzna wrażliwość tak właśnie kształtuje artystów, których wojna znalazła bardzo często w rozkwicie lub najlepszym momencie ich kariery? Krywcow stał się symbolem, choć nie był pierwszym „człowiekiem od kultury”, jaki zginął na froncie broniąc ojczyzny. We wrześniu 2022 r. w obwodzie donieckim w trakcie ostrzału moździerzowego zmarł na przykład artysta baletowy, związany z Operą Narodową w Kijowie, Ołeksandr Szapował.
Ale ukraińscy artyści ginęli na wojnie nie tylko na froncie. I tak m.in. na samym początku pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie podczas ostrzału stolicy zginął Artem Datsyszyn, solista baletu Narodowej Opery Ukrainy. W marcu, także podczas ataku na Kijów, jego los podzieliła aktorka teatralna i telewizyjna, Oksana Szweć.
Mariupol, Zaporoże, Kijów
Zestawienie tych niepotrzebnych śmierci, już jakiś czas temu, przygotowało Centrum Pomocy dla Kultury na Ukrainie.
Najbardziej przejmujący fragment dotyczy najmłodszych artystów: „Straszna wojna na Ukrainie nie dała szansy na życie już ponad 200 dzieciom. Wśród nich znalazły się najmłodsze talenty mariupolskiego Teatru Koncepcja – Jelizawieta Oczkur i Sonia Amelczikowa, odtwórczynie głównej roli Łucji w sztuce „Lew, czarownica i stara szafa” na podstawie „Opowieści z Narnii”. Pogodne, czarujące, niezwykle utalentowane. Reżyser teatru wspomina jedną z lekcji sztuki teatralnej, na której najbardziej ujęło go to, co powiedziały o starej jodle: „Cierpi na przenikliwe zimno, dostarcza nam drewno na opał, jest dumna i piękna, choć bardzo stara, zasługuje na szacunek. My też pewnego dnia zestarzejemy się z tobą…”.
Aldona Hartwińka (https://zrzutka.pl/yfusjt), która wspiera artystów walczących na zaporoskim froncie mówi: Mychaiło swoje skrzypce zamienił na kontroler do sterowania dronem. Denys zamiast teatralnych rekwizytów ma w ręku karabin. Artem konsolę DJ-ską porzucił na rzecz narzędzi do naprawiania frontowych fur. I chyba właśnie ta rozbieżność światów, w jakich oni żyją powoduje, że można się zastanowić, co oni tam robią? Bo przecież ci, którzy są na froncie, w znakomitej większości są ochotnikami, tzw. dobrowolcami. Co ich tam zagnało? Co po wojnie zostanie z artystycznej duszy?
Zapytaliśmy o to Radka Wiśniewskiego, poetę, literata i członka Rady Fundacji UA Future, który opisuje pełnoskalową wojnę w Ukrainie od początku konfliktu w 2014 roku i w tym czasie wiele uwagi poświęcił właśnie m.in. artystom na wojnie.
– Pamiętam o Borysie. Taką sobie sadhanę zadałem, żeby o nim pamiętać. No więc pamiętam, że on nie chciał już mówić o wierszach, jak zaczęła się totalna wojna – opowiada w rozmowie z PostPravda.Info Radek Wiśniewski. – Twierdził, że to koniec Poezji. Wiersze pisał jeszcze w latach 2014-2015 na Donbasie. A potem mówił, że teraz już idzie tylko zabijać – dodaje.
Ostatnie zdjęcia z mediów społecznościowych Borysa, o którym mówi Radek Wiśniewski, pochodzą z okresu Bożego Narodzenia 2022 roku, z okolic Bachmutu. Potem o Borysie słuch zaginął. Wiśniewski wspomina, że przez minione 10 lat Borys często znikał z radarów, jak to na wojnie, a potem np. jak w 2016 roku, nagle pojawiał się np. w Polsce, by czytać swoje „Wiersze z wojny”. Mowa o Borysie Humeniuku – poecie, malarzu i żołnierzu. By pamięć o nim nie zniknęła, Radek Wiśniewski pisze do niego listy. Taką formę przybrały posty poświęcone temu konkretnemu artyście.
Sześć lat temu Borys przyjechał do Polski czytać swoje wiersze pisane w okopach Donbasu. Wyobrażaliśmy sobie Bóg wie co, może to, że wydane przez nas „Wiersze z wojny” dokonają jakiegoś wyłomu w świadomości. Nie tylko literackiego, ale szerzej patrząc – w myśleniu o Ukrainie, Ukraińcach. To, co wydaliśmy, to w zasadzie nie były wiersze, albo raczej były nimi z nazwy. Suche, wersyfikowane notatki pisane pod ostrzałem koło wsi Piaski opodal donieckiego lotniska cywilnego zrujnowanego przez dziesiątki godzin bombardowań i walk na bliski dystans z tak zwanymi separatystami, o których cały świat wiedział, że nie są żadnymi separatystami i że takich mundurów, broni, oporządzenia, łączności – nie można sobie kupić w każdym sklepie.
Wojenne piosenki w Ukrainie
Obecność artystów na wojnie przybiera różne oblicza i w przyszłości będzie to niewątpliwie tematem wielu prac naukowych. Czy to z zakresu psychologii albo socjologii. Także piosenki, jakie pojawiły się przez dwa lata pełnoskalowej wojny na ukraińskim rynku, mogłyby wystarczyć na roczne playlisty w kilku stacjach radiowych.
Zacznijmy od rockowego zespołu Kozak System, który już w 2014 roku wspierał armii ukraińską, będącą w tym czasie w niemal całkowitej rozsypce – zarówno finansowej, jak i mentalnej. Kozak System nagrał wtedy wraz z Enejem i Maleo Reggae Rockers piosenkę „Brat za brata”, w której śpiewali, że doczekamy się Ukrainy w Europie. Po tym, jak Rosja zaatakowała Ukrainę, muzycy niemal od razu zaczęli tournée po UE, grając koncerty charytatywne, z których dochód przeznaczony był na pomoc Siłom Zbrojnym Ukrainy. I tak na przykład według portalu report.if.ua – tylko podczas dwóch koncertów w Iwano-Frankiwsku w czerwcu 2022 roku – zespół zebrał 100 tys. hrywien (dziś to ok. 10 tys. złotych).
Do obrony terytorialnej wstąpili niemal natychmiast członkowie zespołu Antytila, który po kilku miesiącach wrócił na scenę, by w ten sposób móc pomagać armii. Muzycy zasłynęli m.in. dzięki hitowi „Forteca Bachmut” z niesamowitym teledyskiem, nagranym w tym nieistniejącym już mieście. Zapowiedzieli też przyszły koncert, który – jak twierdzili – zagrają latem 2024 roku na ukraińskim Krymie.
Jednakże pierwszym, który zaskoczył chyba najbardziej, był Andrij Chływniuk z zespołu Boombox, który poszedł do armii od razu na początku Wielkiej Wojny. To on w pierwszych dniach rosyjskiej inwazji na Ukrainę, na pustych ulicach Kijowa nagrywał słowa starej ukraińskiej pieśni pt. „Czerwona Kalina”. Ostatecznie, dzięki współpracy Andrija i zespołu The Kiffness, utwór zyskał ogromną popularność i dziś choćby jej pierwszą zwrotkę znają i śpiewają chyba wszyscy Ukraińcy w kraju lub za granicą. Od małego do najbardziej wiekowego.
Tuż po publikacji wideo, The Kiffness informował, że wspólne wykonanie Czerwonej Kaliny tylko w jeden dzień przyniosło aż 7000 dolarów zysków z wszelkich tantiem. Pieniądze artyści oczywiście przekazali na pomoc Ukrainie.
Okean Elzy w służbie ukraińskiej armii
Swoją wojenną misję realizował również od początku pełnoskalowej wojny frontman zespołu Okean Elzy, Swiatosław Wakarczuk, który na początku maja 2024 roku wraz z zespołem zagrał w Warszawie. „Chcemy zainteresować Europę Ukrainą poprzez kulturę i muzykę. Wszyscy wiedzą, że sztuka to delikatna broń, ale bardzo skuteczna. Dlatego cieszymy się, że w partnerstwie z Warnerem możemy przygotowywać się do premiery. Nagraliśmy dziesięć piosenek, pierwszy singiel „Voices Are Rising” już się ukazał (…). Oczywiście, nagraliśmy piosenki z myślą o ukraińskich fanach, ale przede wszystkim z myślą o zagranicznych słuchaczach, którzy nigdy nie słyszeli żadnej ukraińskiej grupy. Nie znają naszej literatury, kinematografii, teatru, malarstwa. Naszego języka by nie zrozumieli, muzyka może się im spodobać, a nie zmieniła się chyba bardzo od poprzedniej płyty. Chcemy pozyskać nowych fanów, również w Polsce. Oczywiście muzyka pop jest nieprzewidywalna, ale może pomożemy w pobudzeniu zainteresowania Ukrainą i ukraińską kulturą” – mówił w rozmowie z Jackiem Cieślakiem dla „Rzeczpospolitej” Wakarczuk pytany o powód wydania anglojęzycznej płyty.
Na początku pełnoskalowej agresji Wakarczuk, który ma na koncie również jedną kadencję na stanowisku deputowanego Rady Najwyższej Ukrainy, jeździł z gitarą po Ukrainie i grał koncerty czasem dla kilku, czasem dla kilkunastu osób, także blisko frontu. Z kolei cały Okean Elzy dał fenomenalny koncert w kijowkim metrze. W tym czasie też powstała jedna z najbardziej przejmujących piosenek wojennych „Miasto Marii” o Mariupolu.
Festiwale i koncerty na wojnie
Wojna artystów to także okołoartystyczne historie. Chciałabym przytoczyć dwie z nich.
Pierwsza dotyczy festiwalu Faine Misto, największego muzycznego festiwalu Ukrainy wywodzącego się z Tarnopola. W 2022 roku odbył się on w Polsce, a w tym roku odbędzie się znów na terenie Ukrainy, tym razem we Lwowie. Festiwal wspiera działania jednostki Azow, a szefem ochrony festiwalu niemal od zawsze był Spider. Co ma piernik do wiatraka? Kapitan Andrij Spider Ignatiuk był jednym z obrońców Azowstalu. Trafił do rosyjskiej niewoli, z której wyszedł w ramach wymiany jeńców po kilkunastu miesiącach. W tym roku będzie jednym z gości panelu, otwierającego imprezę. Imprezę, która po raz kolejny ma na celu podtrzymanie i wsparcie Azowa, a Ukraińcom pokazanie, że ich kultura mimo wojny nie ginie i nie zginie. Fundacja UA Future zbiera obecnie pieniądze na auto dla Spidera, bo ten szykuje się do powrotu na front. Możecie dorzucić swoje parę złotych.
Druga historia, o której chciałabym Wam opowiedzieć to opowieść o niewidomej dziewczynce, grającej na bandurze. Koncertuje w swoim kraju, jednocześnie zbierając pieniądze na pomoc ukraińskiemu wojsku. Anna Maria Herman do marca 2024 r. zebrała w ten sposób 2,5 mln hrywien (to dziś ok. 250.000 zł), koncertując np. w cerkwiach.
O wielu losach artystów, walczących na wojnie, wiemy, o wielu nie dowiemy się nigdy. Mowa o przypadkach podobnych do historii Borysa. Czyli o tych, po których słuch zaginął. Dlaczego? Dlatego, że ani strona ukraińska, ani rosyjska nie podają prawdziwej liczby zabitych żołnierzy.
Nikt ich nie widział, nikt o nich nie słyszał
Dane, które publikuje codziennie Sztab Generalny Sił Zbrojnych Ukrainy i z których wynika, że w ciągu doby mogło zginąć czy to 500 czy to 1200 rosyjskich żołnierzy, należy traktować z rezerwą. Dane o artystach pojawiają się sporadycznie i zwykle przypadkowo. Bo ktoś komuś powiedział, bo ktoś od kogoś usłyszał, a ktoś znowu gdzieś opublikował. Ale na koniec dnia, można się spodziewać, że być może będzie z nimi tak, jak stało się z ofiarami cywilnymi w Mariupolu czy Wołnowasze w obwodzie donieckim. Skala ofiar jest nie do oszacowania i nie do policzenia.
Tych, o których wiadomo na pewno, że nie żyją i których da się w jakiś sposób upamiętnić, stara się opisywać Wiesław Habowski na swoim Facebooku. – Projekt powstał na początku wojny, chodzi o pożegnanie każdego żołnierza który zginie. Czy te dane są pełne? Ciężko powiedzieć bo pożegnania trafiają z najprzeróżniejszych źródeł, a to od wojskowych, a to od rodzin, szkół, znajomych, bliskich… Danych o artystach, o osobach, związanych ze sztuką, teatrem, czy telewizją, jest bardzo wiele. Trudno powiedzieć, jak dużo ich faktycznie umiera, tym bardziej, że informacje docierają w różnym czasie. Najczęściej po dwóch-trzech dniach, ale bywa, że nawet po miesiącu albo i później – szczególnie jeśli do identyfikacji ciała są potrzebne badania DNA – mówi Habowski dla PostPravda.Info.
Nie ma przy tym wątpliwości, że dane podawane przez władze ukraińskie nie są prawdziwe. – Co do ilości poległych… Są takie dni, że nic innego nie widzisz oprócz nekrologów. Jeden nekrolog po drugim. Trudno je zliczyć. Bywa, że jest ich kilkadziesiąt dziennie, a to i tak przecież nie wszyscy. Nawet w najgorszych tygodniach obrony Bachmutu nie było tak wielu nekrologów, jak teraz. Od momentu, kiedy Rosjanie zaczęli ofensywę.
Bez względu na to, ilu będzie badaczy, jak mrówczą pracę wykonają amatorzy, społecznicy i profesjonaliści, pewnie nigdy nie dowiemy się, ilu żołnierzy zginęło podczas pełnoskalowej agresji Rosji w Ukrainie. A tym samym: pewnie nigdy też nie policzymy poległych artystów.