W ostatnim tygodniu rosyjska propaganda liczyła na sukces spektaklu, jakim miało być spotkanie dziennikarzy z krajów „nieprzyjaznych”, czyli zachodnich, z Władimirem Putinem. Oddźwięk w światowych mediach był słaby, dostaliśmy jednak w zamian przedziwne teksty, pisane dla obywateli Ruskiego Miru. Czego się z nich dowiedzieliśmy?
Propagandyści przyznają, że dziennikarzy była garstka. Tych zachodnich – osiem osób. Zwieziono ich autokarem, by jak napisał „Moskowskij Komsomolec”, ‘skorzystali z unikalnej szansy i usłyszeli prawdę z ust samego prezydenta’. Putin kazał im na siebie czekać pół dnia, a potem bardzo dziennikarzom współczuł. Nie powiedział ‘wrogim’ mediom nic nowego, śmieszkował za to, wyznał, że Rosja nigdy nikomu nie groziła i nie straszyła oraz wytłumaczył dziennikarzowi DPA, że Niemcy nigdy nie byli suwerennym państwem. Propagandyści toczyli bekę z dziennikarki Reutera i kilkakrotnie podkreślali, że ‘w ogóle nie przygotowała się do spotkania’. Oprócz tego, jak dowiadujemy się z „Moskiewskiego Komsomolca”: ‘Władimir Putin udzielił wszystkim obecnym dziennikarzom szczegółowych i, trzeba przyznać, niezwykle optymistycznych odpowiedzi na wszelkie zadane pytania’.
Cóż poza tym? Miedwiediew znowu zobaczył diabła, prawosławna telewizja doniosła o zmartwychwstaniu ruskiego żołnierza, śledczy polowali na ‘najsilniejsze wiedźmy’ oraz ‘sabotażystów’, chociaż w tym samym czasie jedna sędzia wyleciała przez okno, a szef Gazpromu rozmawiał z Putinem o triumfalnej rurze i pustce na miarę naszych możliwości. Ale po kolei.