Po aksamitnej rewolucji w 2018 roku wszystko w Armenii miało się zmienić, ale przede wszystkim miała zbliżyć się do Europy i odsunąć od Rosji. Tak przynajmniej deklarował jej lider, Nikol Paszynjan. Tyle, że po objęciu sterów w państwie bardzo szybko ogłosił, że nie ma zamiaru nic zmieniać w polityce zagranicznej, stwierdził nawet, że „Armenia nie zajmuje się geopolityką”. Armeńscy eksperci uważają, że rząd Paszynjana był najbardziej prorosyjskim rządem jakim ich kraj mógł pochwalić się od czasów rozpadu ZSRR.
autorka tekstu: Stasia Budzisz, dziennikarka PostPravda
Tak naprawdę w 2018 roku Paszynjan niewiele mógł zrobić, bo całe bezpieczeństwo Armenii było oparte na sojuszu strategicznym z Rosją, a sama Armenia uzależniona od niej politycznie, militarnie i ekonomicznie. To Rosja dostarczała broń, posiadała na jej terytorium bazy wojskowe, a Federalna Służba Bezpieczeństwa oraz pogranicznicy stacjonowali na granicach z Iranem, Turcją i międzynarodowym lotnisku w Erywaniu. Była też członkinią Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym, Wspólnoty Niepodległych Państw oraz Euroazjatyckiej Unii Gospodarczej. Rosja trzymała rękę na kluczowych sektorach armeńskiej gospodarki. Miała monopol na dostawy gazu, kontrolowała jego sieci przesyłowe, energię elektryczną, kolej i telekomunikację. Dostarczała Armenii uran, który jest niezbędny dla działania elektrowni atomowej i jako jeden z największych partnerów handlowych kontrolowała produkcję żywności Armenii.
Armenia reorientuje się na Zachód
I choć do dziś prawie nic z tego się nie zmieniło, to coraz częściej mówi się o reorientacji Armenii na Zachód. Bardzo zachowawczej, ale jednak.
Podejście zaczęło się zmieniać po jesieni 2020 roku, kiedy ani Rosja, ani OUBZ nie udzieliły jej pomocy militarnej w tzw. drugiej wojnie karabachskiej. Azerbejdżan zajął wtedy ponad siedemdziesiąt procent Karabachu oraz odebrał okupowane przez Armenię od lat 90. siedem prowincji dookoła regionu. Sojusznicza Rosja oraz OUBZ twierdziły, że nie mogły wtrącać się do konfliktu, ponieważ ten nie dotyczył Armenii właściwej, ale nieuznanej przez nikogo Republiki Górskiego Karabachu, która de iure była częścią Azerbejdżanu. Jednak w kolejnych latach Rosja i OUBZ nie reagowały także na starcia na granicy między państwami, ani na ataki Azerbejdżanu na terytorium Armenii właściwej. Rosja nie dostarczyła też zakupionego u niej przez Armenię uzbrojenia w wysokości 400 mln dolarów.
Niemniej, po zakończeniu działań wojennych w 2020 roku rosyjski kontyngent sił pokojowych stanął w zajmowanej przez Ormian części Karabachu i miał odpowiadać za ich bezpieczeństwo. Tyle, że nie zareagował na blokadę przez Azerbejdżan tzw. korytarza laczyńskiego, jedynej drogi łączącej Armenię z Karabachem, która zaczęła się w grudniu 2022 roku i doprowadziła do kryzysu humanitarnego, a w rezultacie opuszczenia przez nich regionu jesienią 2023 roku. Wtedy Rosja przestała być postrzegana przez Ormian jako sojuszniczka. Według badań Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego (IRI) zaufanie do niej spadło z 87 procent (2019 rok) do 31 procent (2023 rok).
Końcówka 2023 roku stała się też dla Armenii momentem rewizji swoich stosunków z Rosją i deklaracji Paszynjana związanych z reorientacją polityki zagranicznej na Zachód.
Armenia szuka nowych sojuszników
Przede wszystkim Paszynjan odmówił udziału w ćwiczeniach wojskowych OUBZ i w szczytach organizacji oraz przestał ją finansować. Zadeklarował także, że planuje całkowicie opuścić jej szeregi, ale nie podał żadnych szczegółów związanych z terminem. W 2024 roku Armenia poprosiła Federalną Służbę Bezpieczeństwa Rosji o opuszczenie przez jej funkcjonariuszy straży granicznej granicy armeńsko-azerbejdżańskiej oraz lotniska Zwartnoc. FSB ma przestać kontrolować ruch na erywańskim lotnisku 1 sierpnia, niemniej cześć analityków uważa, że odwołanie rosyjskich funkcjonariuszy ma charakter zaledwie symboliczny i ma być sygnałem zmian dla Zachodu. Sam ruch nie ma jednak znaczenia strategicznego, ponieważ w dalszym ciągu granice z Iranem i Turcją są kontrolowane przez rosyjskie służby.
Armenia odmówiła także udziału w szczytach EUG oraz WNP, ale nie deklaruje chęci ich opuszczenia. Nie zrobiła też nic w kierunku odkupienia czy znacjonalizowania uzależnionych od Rosji kluczowych gałęzi swojej gospodarki. Co więcej, od wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie wymiana handlowa z Rosją wzrosła z 5,1 mld dolarów do 7,3 mld dolarów (2023 rok). Związane to jest – najprawdopodobniej – z obchodzeniem sankcji.
Jednocześnie Armenia zacieśnia stosunki z Zachodem. Na jej prośbę Unia Europejska wysłała misję cywilną na granicę z Azerbejdżanem, zapewniła jej też finansowanie w ramach Europejskiego Instrumentu na rzecz Pokoju (10 mln euro). UE deklaruje także chęć wsparcia w kontroli granic z Iranem i Turcją oraz pomoc w reformie energetyki. Zaczynają się dyskusje dotyczące negocjacji umowy o strefie wolnego handlu, wizowej liberalizacji i starań Armenii o przyznanie jej statusu kandydata do członkowstwa w UE.
W kwietniu sekretarz Stanu, Antony Blinken, zadeklarował przyznanie Armenii 65 mln dolarów pomocy z budżetu USA. Stany Zjednoczone potencjalnie także chcą inwestować w budowę nowej elektrowni atomowej w Armenii. W tym samym czasie Komisja Europejska przeznaczyła 270 mln euro w ramach planu odporności i wzrostu na kolejne cztery lata.
Armenia szuka także sojuszników w sferze bezpieczeństwa. Od 2023 roku odbywają się armeńsko-amerykańskie ćwiczenia wojskowe, Eagle Partner a niebawem w Ministerstwie Obrony ma zacząć pracować przedstawiciel amerykańskich Sił Zbrojnych. Podobnie z dostawą uzbrojenia. W ostatnim czasie udało jej się zawrzeć kontrakty na zakup broni z Indiami i Francją.
Rosja nie zamierza odpuszczać
Wszystko to nie podoba się Rosji, która ostrzega, że wejście do Armenii graczy spoza regionu będzie wiązało się z poniesieniem przez nią konsekwencji. Uważa, że zacieśnianie stosunków z Zachodem niesie za sobą ryzyko destabilizacji w regionie ze szkodą dla samej Armenii.
Dlatego proces odcinania się od Rosji jest w dużej mierze deklaratywny i bardzo zachowawczy. Nie da się uniezależnić bez opuszczenia przez Armenię struktur OUBZ oraz EUG, ale taka decyzja może spowodować odwet Rosji i doprowadzić do próby obalenia rządu, nałożenia embarg a nawet interwencji militarnej.
Zachód daje sygnały i przedsiębierze działania wspierające Armenię ale nie są one wystarczające by wesprzeć ją całkowicie. Paszynjan musiałby przeprowadzić szereg demokratycznych, gospodarczych i instytucjonalnych reform oraz podpisać pokój z Azerbejdżanem.
A te stanęły w miejscu. Azerbejdżan, jako silniejszy chce podpisać pokój na swoich warunkach. Ma trzy (główne): przeprowadzenie demarkacji i delimitacji granicy między krajami, odblokowanie dróg łączących Azerbejdżan właściwy z jego eksklawą Nachiczewanem, które przebiegają przez teren Armenii oraz zmiana w Konstytucji Armenii. O ile procesy demarkacyjne już ruszyły (wiosną Armenia oddała Azerbejdżanowi cztery wioski w Tawuszu na północy kraju), to kwestia odblokowania dróg, a de facto budowy tzw. korytarza zangezurskiego oraz zmian w prawie nie jest taka prosta.
Armenia nie chce się zgodzić na otwarcie eksterytorialnego korytarza na południu kraju nad którym nie będzie miała kontroli. Obawia się, że odetnie ją to od granicy z Iranem a sama straci kontrolę nad częścią swojego terytorium. Kłopot jest też ze zmianami w Konstytucji. Chodzi o Deklarację niepodległości, na którą powołuje się armeńska ustawa zasadnicza i która mówi o połączeniu Armenii z Górskim Karabachem. Zdaniem Azerbejdżanu ten zapis świadczy o pretensjach terytorialnych Armenii i może stać się przyczyną kolejnych potencjalnych konfliktów o region.
Czy Armenia jest gotowa na takie zmiany?
Armeńscy eksperci obawiają się, że wykreślenie z dokumentu odwołania do Deklaracji może oznaczać nową prawną i polityczną podstawę państwowości Armenii. Po jej wprowadzeniu pojawi się nowe państwo, które nie bedzie tym samym tworem, który uczestniczył w wieloletnim procesie uregulowania kwestii karabachskiej z sąsiednim Azerbejdżanem. Taka sytuacja może stanowić precedens do jego dalszych żądań.
Nie ulega wątpliwości, że pokojowe uregulowanie stosunków z Azerbejdżanem wpłynęłoby pozytywnie na zacieśnienie integracji z Zachodem i normalizację stosunków z Turcją. Zostaje jednak jeszcze armeńskie społeczeństwo, które coraz przychylniej – jak pokazują badania – patrzy w stronę Zachodu, ale jednocześnie obawia się utraty kontaktów i biznesów z Rosją.
Czy Zachód jest w stanie zastąpić Rosję, a w zasadzie mit o niej jako o sojuszniczce i obrończyni? I czy Armenia rzeczywiście chce się odsunąć od Rosji i zbliżyć do Zachodu czy może Zachód powinien wątpić w jej intencje?
Fot. usaid.gov
Czytaj więcej w PostPravda.Info:
- Czy Wołyń jest wyłącznie sprawą historyków? Odpowiedzialność jest bezwarunkowa
- Tajna wojna Rosji przeciwko Europie [RAPORT]
- Szpiegowali znanych wolontariuszy w Ukrainie. Szajka szpiegów rozbita
- Premier Denis Szmyhal do dymisji z całym rządem? Prognozy dla Ukrainy na 2025 rok
- Rosja przygotowuje się do wojny z NATO. To atuty Kremla i Zachodu [ANALIZA]
- Boże Narodzenie na froncie. Sasza pojechał do domu i wszyscy mu zazdroszczą [PAMIĘTNIK WOJENNY]