Litwa wybrała prezydenta, którym został – walczący o reelekcję – Gitanas Nausėda. Jego zwycięstwo nie było zaskoczeniem, za to szok w tym wspierającym Ukrainę kraju wywołał dobry wynik lekarza Eduardasa Vaitkusa, który nie kryje swoich prokremlowskich poglądów. Analizujemy, co się stało i jak to możliwe, że populistyczni kandydaci zyskali w litewskich wyborach prezydenckich łącznie niemal jedną trzecią głosów.
Litwa w trzech kolorach
Mamy trzy Litwy – taki właśnie mem zaczął robić furorę w sieciach społecznościowych w wieczór wyborczy I tury wyborów prezydenckich. Mem ów przedstawiał mapę Litwy w kolorze pomarańczowym, ukazując okręgi wyborcze, w których wygrał ubiegający się o II kadencję Gitanas Nausėda. Na tle pomarańczowej Litwy wyróżniały się dwie enklawy: niebieskie Wilno, gdzie większość zdobyła obecna premier Ingrida Šimonytė oraz zielone rejony wisagiński i solecznicki, gdzie bezapelacyjnym zwycięzcą został nie kryjący swych prokremlowskich poglądów lekarz Eduradas Vaitkus. Wywołało to niemały szok na Litwie.
W tegorocznych wyborach prezydenckich startowało ośmiu kandydatów. Kampania wyborcza była mdła i nieciekawa. Wszyscy zdawali sobie sprawę, że lider jest jeden: to Gitanas Nausėda, który ostatecznie ponownie został głową państwa. Pozostali politycy uczestniczyli tylko i wyłącznie po to, by zaistnieć w polu informacyjnym a następnie wykorzystać ten fakt w zbliżających się wyborach do Parlamentu Europejskiego – w czerwcu; oraz wyborach parlamentarnych – w październiku. Jedyną niewiadomą pozostawało drugie miejsce oraz II tura. Największym zaskoczeniem było jednak nie tyle wejście do II tury Ingridy Šimonytė co zaskakująco dobry wynik niezależnego kandydata Eduardas Vaitkusa, który postulował przyjaźń z Rosją i krytykował litewskie zaangażowanie w pomoc Ukrainie.
Prorosyjski kandydat: „Jeśli Litwa będzie prowokowała Rosję…”
W trakcie debat przedwyborczych Eduardas Vaitkus bez ogródek mówił, że „Krym jest rosyjski”, „Zachód rękoma Ukraińców prowadzi proxy wojnę z Rosją”, NATO nazywał „agresywnym blokiem wojskowym”. Utrzymywał, że Władimir Putin „będąc liderem swego kraju robi to, co powinien robić” i teoretycznie mógłby być jeszcze bardziej twardy, a Litwa stając się członkiem UE i NATO straciła część swojej suwerenności. Jego wypowiedzi, które w 100 procentach pokrywały się z kremlowską narracją propagandową, były chętnie cytowane przez rządowe rosyjskie media. „Nie można generalizować. Oceniać trzeba konkretne okoliczności. Jeśli Litwa będzie prowokowała Rosję, to wówczas zagrożenie dla Litwy wzrośnie i otrzymamy konkretną odpowiedź. Czy Rosja jest źródłem zagrożenia, czy sukcesu, zależy wyłącznie od kierunku litewskiej polityki: czy będziemy szukali konfrontacji, czy współpracy?” – mówił w jednym z wywiadów Vaitkus. Wszystkie przedwyborcze sondaże dawały mu maksymalnie od 2 do 3 proc. poparcia. Ostatecznie na Vaitkusa zagłosowało ponad 105 tys. osób, czyli ponad 7 proc. głosów oddanych w I turze.
Urodzony w 1956 roku Edurdas Vaitkus przez większość życia działał w sferze medycyny. W 1979 z wyróżnieniem ukończył Medyczny Instytut w Kownie. Przez wiele lat pracował w czołowych litewskich placówkach zdrowia. Jest autorem ponad 40 publikacji naukowych. W 2002 roku został profesorem. Równolegle udzielał się na scenie politycznej i społecznej. Dwukrotnie próbował dostać się do Sejmu. W czasie pandemii krytykował rząd za politykę szczepionkową, apelował do prezydenta o rozwiązanie Sejmu, krytykował publicznego nadawcę za stronniczość. W latach 2021-2022, wspólnie ze skazanym rok później za szpiegostwo na rzecz Rosji Algisem Paleckisem, współtworzył ruch społeczny „Zorza sprawiedliwości”.
Litwa: zaangażowanie, a rzeczywistość
Od pełnowymiarowej rosyjskiej inwazji w Ukrainie na Litwie panowało przekonanie, że absolutna większość społeczeństwa jest po stronie Kijowa. Litwa od samego początku była zwolenniczką twardego kursu względem Moskwy i aktywną zwolenniczką pomocy dla Ukrainy. Żadne z ugrupowań politycznych nigdy nie kwestionowało, że jedynym rozwiązaniem zaistniałego problemu jest zwycięstwo Ukrainy na polu boju. Litwa i tamtejsze społeczeństwo zaangażowały się również mocno w pomoc Ukrainie poprzez przyjmowanie uchodźców i zbieranie środków na pomoc humanitarną oraz wojskową. Światowe media z podziwem odnotowywały, jak mały kraj w ciągu kilku dni zebrał zawrotne kwoty na nabycie tureckich Bayraktarów. Wynik I tury pokazał, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana.
Obok prorosyjskiego Eduradasa Vaitkusa startowały jeszcze dwie osoby zaliczane do kandydatów antysystemowych i populistycznych: Ignas Vėgėlė oraz Remigijus Žemaitaitis.
Adwokat oraz profesor prawa Ignas Vėgėlė swój kapitał polityczny zbił w czasie pandemii, krytykując poczynania rządu, skierowane na obowiązkowe szczepienia. Krytykując Gabinet Ministrów stawiał nie tyle na różnego rodzaju teorie spiskowe, które w tym tamtym czasie generowane były w zawrotnym tempie, co akcentował kwestie praw człowieka. Podkreślał, że wszelkie próby rządu, polegające na „zmuszaniu” do szczepień, są sprzeczne z europejskim duchem prawa, który stawia na indywidualność jednostki. Takie podejście przysporzyło mu popularności nie tylko wśród zwykłych mieszkańców, ale również w środowiskach artystycznych i naukowych. Žemaitaitis zasłynął z kolei z antysemickich wypowiedzi, w konsekwencji których musiał zrezygnować z mandatu poselskiego. Obaj kandydaci w żaden sposób nie popierali agresji Rosji, ale byli już krytyczni względem litewskiej polityki wobec Białorusi i Chin oraz wpływania UE na politykę kraju. Vėgėlė postulował ponadto przeprowadzenie audytów w sprawie zwiększenia wydatków na obronę i pomocy dla Ukrainy, co można było odebrać jako zawoalowaną krytykę podstaw litewskiej polityki zagranicznej i obronnej.
Vėgėlė zdobył ponad 12 proc. głosów, Žemaitaitis 9. Razem z Vaitkusem populistyczni kandydaci zyskali niemal jedną trzecią głosów. Z pewnością ten wynik będą starali się spieniężyć w trakcie jesiennych wyborów do parlamentu. Vėgėlė najprawdopodobniej będzie kandydował z listy Związku Chłopów i Zielonych rolniczego oligarchy Ramūnasa Karbauskisa. Natomiast Žemaitaitis powołał własne nacjonalistyczne ugrupowanie polityczne „Zorza Niemna”. Na razie nie wiadomo, do kogo dołączy Vaitkus, ale jego start wydaje się przesądzony. Politolog z Instytutu Stosunków Międzynarodowych i Nauk Politycznych Mariusz Antonowicz nie sądzi, by wynik jesiennych wyborów wpłynął znacząco na politykę państwa. „Z pewnością jest to znak ostrzegawczy. Wybory pokazały, że proukraiński konsensus społeczny nie obejmuje 80 proc. mieszkańców. Tym niemniej dwie trzecie społeczeństwa są po stronie Ukrainy. Mamy kolejnych 20 proc. lekko sceptycznych względem polityki zagranicznej Litwy, ale nie da się ich zaliczyć do „frakcji” antyukraińskiej. I mamy trochę ponad 7 proc. elektoratu Vaitkusa, otwarcie wypowiadającego się przeciw pomocy Ukrainie i sprzyjającego Rosji. Na tle wielu krajów europejskich nie wygląda to na żadną porażkę” – podkreślił rozmówca w rozmowie z PostPravda.info.
Litwa i wypływy prokremlowskiego lobby
Wykładowca Akademii Wojskowej oraz Uniwersytetu Wileńskiego Wiktor Denisenko, który od lat bada wpływ rosyjskiej propagandy na sytuację w kraju, również nie dostrzega, aby prorosyjskie lobby w Sejmie wzmocniło swoją pozycję. „Vėgėlė próbował lawirować. Ta strategia nie do końca się udała, ponieważ większość wyborców ma poglądy proukraińskie. Jestem przekonany, że gdyby mówił słowami Vaitkusa, to straciłby jeszcze więcej umiarkowanych wyborców, którzy z różnych przyczyn mają krytyczny stosunek do obecnej władzy. Patrząc na sytuację z punktu widzenia pragmatyki politycznej, to te siedem procent są bardzo specyficzne. Można je oczywiście zdobyć, jednakże zdobywając je tracimy inne segmenty wyborcze. Nie spodziewam się więc zacieklej walki o tę grupę wyborców, ponieważ dominujący dyskurs w państwie jest proukraiński i prozachodni. Elektorat doskonale zdaje sobie sprawę z tego, kto jest agresorem, a kto ofiarą” – tłumaczy ekspert dla PostPravda.info.
Mówiąc o sukcesie Vaitkusa, nie sposób pominąć jego wyniku w samorządach, zamieszkałych przez zwarte mniejszości narodowe. I tak, w rejonie solecznickim, gdzie ponad 80 proc. mieszkańców deklaruje narodowość polską, polityk otrzymał prawie 40 proc. głosów. Natomiast w samorządzie wisagińskim, gdzie podobny odsetek mieszkańców stanowi ludność rosyjskojęzyczna, oddano na niego niemal 38 proc. głosów.
Z analizy wyników z poszczególnych dzielnic wyborczych wynika, że tam gdzie, gdzie mniejszości narodowe stanowiły istotną część populacji, Vaitkus zawsze był jednym z liderów. Nie oznacza to jednak, że swój sukces zawdzięcza tylko i wyłącznie mniejszościom: z wyliczeń wynika bowiem, że stanowiły one maksymalnie 40 proc. jego elektoratu. Większość stanowili etniczni Litwini.
Tomaszewski, Nausėda i Šimonytė
Wszystko, co powiedzieliśmy do tej pory nie oznacza, że poglądy prokremlowskie i ogólny brak zaufania do instytucji państwowych są wśród przedstawicieli mniejszości marginalne. „Nie należy się złościć i gorączkować. Powinniśmy spróbować zamiast tego zrozumieć nastroje, pojąć, czym żyją ci ludzie, którzy są obywatelami Republiki Litewskiej. Musimy dołożyć wszelkich starań, aby rozwiązać ich problemy” – skomentował sprawę Nausėda, jednocześnie apelując do rządu, by więcej uwagi poświęcał tym regionom.
Šimonytė z kolei dodała, że wyniku nie da się lekceważyć i powinien być on potraktowany z całą powagą. „Musimy wszystko na nowo przeanalizować i użyć odpowiednich instrumentów (…) To nie tylko zadanie rządu, ale również prezydenta, w pewnym sensie też Rady Obrony oraz wszystkich sił proeuropejskich w kraju” – oświadczyła premier. Dodała, że wpływ na wynik mogła mieć decyzja lidera Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin (AWPL-ZChR) Waldemara Tomaszewskiego, który zrezygnował ze startu w wyścigu prezydenckim i który tradycyjnie zwyciężał w samorządach zamieszkałych przez mniejszości narodowe. „Wygląda na to, że ci ludzie szukali kandydata najbardziej bliskiego światopoglądowo” – podkreśliła polityk.
Europoseł oraz przewodniczący AWPL-ZchR Waldemar Tomaszewski, który do niedawna był odbierany na Litwie jako najbardziej prorosyjski polityk, oświadczył, że wynik Vaitkusa nie był spowodowany sytuacją geopolityczną a stosunkiem władzy do wspomnianego elektoratu. „Nasi ludzie w ogóle nie dyskutują na te tematy. Oni się modlą, aby był pokój” – oświadczył polityk. Tomaszewski podkreślił, że mieszkańcy rejonu solecznickiego z niezadowoleniem przyjęli zamknięcie kolejnych przejść granicznych, co w znaczny sposób utrudnia ludziom odwiedzanie grobów najbliższych. Przypomniał też sytuację z 2021 roku, kiedy MSW bez konsultacji ze społecznością lokalną próbowało stworzyć w miejscowości Dziewieniszki rejonu solecznickiego tymczasowy obóz dla uchodźców.
Litwa i granica z Białorusią
Z liderem AWPL-ZChR zgadzają się zapytani przez nas eksperci, których zdaniem sprawy mniejszości narodowych znajdują się niestety gdzieś na marginesie polityki państwowej. „Mówi się, że mniejszości narodowe potrzebują więcej uwagi ze strony państwa. Niestety nikt nie jest w stanie skonkretyzować, na czym ta uwaga miałaby polegać. Tym niemniej, moim zdaniem, polityka państwa ulega w tym zakresie polepszeniu” – zauważa Mariusz Antonowicz, którego zdaniem dla mieszkańców Solecznik sprawa granicy stała się kwestią kluczową. „Lokalni mieszkańcy nie zgadzają się, żeby granica litewsko-białoruska stała się swoistą żelazną kurtyną. Prokremlowskość to tylko taki protest, ona wynika z potrzeby buntu. Nie sądzę, aby interesowała ich naprawdę przynależność Donbasu lub Krymu do Rosji” – zaznaczył politolog.
Obecnemu rządowi udało się w ostatnich latach rozwiązać kilka spraw istotnych dla mniejszości narodowych. Szczególnie dla mniejszości polskiej. W 2022 roku Sejm znowelizował Ustawę o pisowni imion i nazwisk, która częściowo rozwiązała kwestię oryginalnej pisowni polskich imion i nazwisk. Właśnie ta kwestia od lat kładła się cieniem zarówno na relacjach polskiej mniejszości z litewską większością, jak również Wilna z Warszawą. Od tego roku język polski będzie miał uwzględniany podczas maturalnego egzaminu państwowego. Prawdopodobnie jeszcze latem pod obrady posłów trafi projekt nowej Ustawy o mniejszościach narodowych. Trudno więc zarzucić władzom całkowite ignorowanie ich potrzeb. Z drugiej strony: rozwiązanie wspomnianych problemów nie wpływa znacząco na nastroje rejonu solecznickiego lub innych samorządów zamieszkałych przez mniejszości.
Denisenko podkreślił w rozmowie z PostPravda.info, że Vaitkus pomimo dobrego wyniku nie zdobył nigdzie nie tylko większości ale nawet połowy głosów. „Co mogło wpłynąć na taki wybór mieszkańców? Z pewnością nie da się tu zaprzeczyć wpływowi propagandy. Narracja Vaitkusa częściowo była tożsama z narracją Moskwy. Niestety dla sporej części mieszkańców tych samorządów jest ona do przyjęcia” – podkreślił ekspert.
Litwa i strach przed wojną
Antonowicz wskazał na inny aspekt zagadnienia. Wypowiedzi Vaitkusa były ochoczo cytowane przez kremlowskie kanały propagandowe. Badania społeczne, jeszcze sprzed wojny, pokazały, że co najmniej połowa litewskich Polaków i Rosjan każdego dnia oglądała rosyjskie telewizje. Po 24 lutego Litwa wstrzymała transmisję rosyjskich telewizji, tym niemniej przy pomocy internetu lub anten satelitarnych, dostęp do kremlowskich mediów jest łatwo osiągalny. „Ta prokremlowskość przejawia się na zasadzie, że zawsze lepiej jest rozmawiać niż walczyć. Pamiętajmy, że ostatnio nawet w mediach zachodnich pojawiła się informacja, że na wiosnę 2022 roku Ukraina z Rosją była krok od porozumienia. Media kremlowskie podały to w ten sposób, że to USA zmusiły Zełenskiego do zerwania negocjacji. Taka interpretacja chyba wydała się wiarygodna mieszkańcom Solecznik lub Wisagini” – zauważył Antonowicz.
Historyk i ekspert w dziedzinie wojskowości Egidijus Papečkys również akcentuje czynnik zmęczenia wojną. „Moim zdaniem nie można tych wyborców oskarżać o nielojalność. Rozmawiałem z wieloma osobami. Problem polega na tym, że my i oni inaczej odbierają to, co mówił Vaitkus. My słyszymy, że on namawia do negocjacji z Putinem. Oni słyszą, że chce szybkiego zakończenia wojny. Nic w tym dziwnego, wszyscy boją się wojny i nie chcą jej u siebie” – zaznaczył w rozmowie z PostPravda.info rozmówca. „Całkiem możliwe, że część mieszkańców zwyczajnie zmęczyło się wojną. Ciągłymi komunikatami z linii frontu. Głosowanie na Vaitkusa była swoistą reakcją na zaistniałą sytuację. Z drugiej strony warto odnotować nowe tendencje, które pojawiły się u nas w ciągu ostatnich dwóch lat. Część społeczeństwa negatywny pogląd na obecną Rosję często przykłada na wszystko, co jest rosyjskie. Dla części elektoratu Vaitkusa głos oddany głos na niego był protestem przeciwko takiemu stawianiu sprawy” – dodaje Denisenko.
Relacje polsko-litewskie, od czasu, gdy Litwa odzyskała niepodległość, były skomplikowane. Można zaryzykować tezę, że w XX wieku mieliśmy aż dwukrotnie pechowy start wzajemnych relacji. W pierwszej połowie wieku cieniem na stosunki pomiędzy dwoma narodami kładł się tzw. „bunt Żeligowskiego” oraz spór o Wilno. Na przełomie lat 80.-90. relacje skomplikował dodatkowo projekt tzw. Polskiego Kraju Narodowo-Terytorialnego, który przez Litwinów został odebrany jako próba oderwania Wileńszczyzny od Litwy na wzór Nadniestrza, Abchazji, Południowej Osetii czy Górskiego Karabachu. Trzeba pamiętać, że Traktat o przyjaźni i dobrosąsiedzkiej współpracy Polski z Litwą, który między innymi regulował granice, Warszawa podpisała jako z ostatnim ze swoich sąsiadów. W przeciągu 30 lat pojawiały się kolejne kwestie sporne, obciążające obustronne stosunki. Na przykład: wspomniana oryginalna pisownia imion i nazwisk w oficjalnych dokumentach; notoryczne problemy z polską oświatą na Litwie; czy brak Ustawy o mniejszościach narodowych.
Zaniechanie i konfrontacja
Z jednej strony widzimy niedociągnięcia lub lekceważenie spraw mniejszości narodowych po stronie władz, z drugiej Waldemar Tomaszewski konsekwentnie budował swą pozycję na konflikcie z Litwinami. W ciągu kilkunastu lat udało się mu przekształcić marginalne ugrupowanie etniczne w reprezentanta wszystkich mniejszości narodowych. W 2014 roku – już po okupacji Krymu i rozpętaniu przez Moskwę konfliktu na wschodzie Ukrainy – zjawił się na obchodach z okazji 9 maja, zorganizowanych przez rosyjską ambasadę z tzw. „gieorgijewską wstążką”, która była symbolem prorosyjskich separatystów. Gest ten wywołał krytykę w kraju i poza jego granicami. Ówczesny marszałek senatu RP Bogdan Borusewicz oświadczył: „Ta „gieorgijewska lentoczka” Tomaszewskiego bardzo mi się nie podobała. Powiedziałem to w czasie debaty na tematy polonijnej w Senacie. Rozumiem grę o wyborców, ale to było przekroczenie pewnej granicy. Nie będziemy popierali wszystkiego: niezależnie, czy to, co robi partia polityczna Polaków na Litwie jest zgodne z naszą linią polityczną, czy nie. To akurat nie było [z nią] zgodne”.
I tak oto dochodzimy do kolejnej skomplikowanej kwestii, której nie sposób wyjaśnić w rozkładzie zero-jedynkowym. AWPL-ZchR od zawsze pozycjonowała siebie jako ugrupowanie konserwatywne i ultrakatolickie, przywiązane do wartości tradycyjnych. Mocno wyeksponowany światopogląd odstraszał część polskich wyborców. Tylko połowa litewskich Polaków widziała w partii swego reprezentanta. To dawało AWPL-ZchR od 3-4 proc. głosów. Do przekroczenia progu wyborczego, który wynosi 5 proc., musiała więc zyskać sojuszników. Naturalnym partnerem była mniejszość rosyjska, której mimo prób nie udało się stworzyć pełnoprawnej reprezentacji politycznej. Podobnie, jak w przypadku polskiej mniejszości, połowa lub więcej rosyjskojęzycznych wyborców głosowała na partie ogólnokrajowe. AWPL-ZChR miała szansę przywłaszczyć tylko najbardziej konserwatywną, patrzącą z nostalgią na ZSRR i żyjąca w rosyjskim polu informacyjnym, część rosyjskiego elektoratu. Do zjednania sympatii tych wyborców Waldemar Tomaszewski musiał od czasu od czasu używać prorosyjskiej narracji. Warto w tym miejscu odnotować, że Tomaszewski w odróżnieniu od Vaitkusa nigdy nie kwestionował członkostwa w UE i NATO. Posłowie partii zawsze również głosowali za zwiększeniem wydatków na obronę. Można więc założyć, że promoskiewska narracja w dużym stopniu przyczyniła się do mobilizacji rosyjskojęzycznego elektoratu. Właśnie w ten sposób tłumaczono to w Warszawie, która co roku przekazuje finansowe wsparcie dla polskiej wspólnoty na Litwie.
Pytanie zasadnicze brzmi: czy chodziło wyłącznie o elektorat rosyjskojęzyczny? Z badań opinii publicznej, opublikowanych w styczniu 2023 roku, czyli praktycznie rok od rozpoczęcia się pełnowymiarowej wojny, ponad 80 proc. mieszkańców Litwy oświadczyło, że Rosja stanowi zagrożenie dla bezpieczeństwa Litwy. Podobną opinię o Rosji wyrazili litewscy Rosjanie. 83 proc. Rosjan oświadczyło, że polityka Rosji względem Litwy jest nieprzychylna. Tylko 11 proc. Rosjan odpowiedziało, że nie dostrzega niebezpieczeństwa ze strony Rosji. Inaczej sytuacja wygląda w przypadku polskiej mniejszości. 23 proc. litewskich Polaków pozytywnie oceniła politykę Rosji. To dwukrotnie więcej niż w przypadku litewskich Rosjan. Chociaż 56 proc. Polaków podkreśliło, że Rosja stanowi zagrożenie, to gołym okiem widać, że nastroje prorosyjskie dla znacznej ich części są normą.