Srebrenica wzbudziła wiele kontrowersji w ONZ. Choć ostatecznie przyjęto, ale niejednogłośnie, rezolucję ustanawiającą 11 lipca Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ludobójstwie w Srebrenicy. W ubiegłym tygodniu napisaliśmy o sprzeciwie Rosji wobec dokumentu, a teraz wyjaśniamy, jak został przyjęty przez samych Serbów i w krajach byłej Jugosławii. Media w Polsce i na Zachodzie piszą, że na Bałkanach „wrze”, ale rzeczywistość – jak to zwykle bywa – jest bardziej skomplikowana. Jednak po części można ją było przewidzieć: rezolucji sprzeciwiają się bowiem głównie prorosyjski przywódca bośniackich Serbów Milorad Dodik, który wielokrotnie negował ludobójstwo w Srebrenicy oraz prezydent Serbii Aleksandar Vučić.
Srebrenica ma zostać w pamięci
Dwadzieścia dziewięć lat po masakrze w bośniackiej Srebrenicy, w której Siły Zbrojne Republiki Serbskiej dowodzone przez generała Ratka Mladicia dokonały mordu na co najmniej 8372 osobach, Zgromadzenie Ogólne ONZ przyjęło rezolucję w tej sprawie. Ustanawia ona 11 lipca Międzynarodowym Dniem Pamięci o Ludobójstwie w Srebrenicy, a także zdecydowanie potępia wszelkie próby negacji tego wydarzenia jako ludobójstwa oraz gloryfikowania osób za nie odpowiedzialnych. W rezolucji wszystkie państwa wchodzące w skład Organizacji Narodów Zjednoczonych są wezwane do promowania faktów o tym wydarzeniu, między innymi w swoich programach edukacyjnych; podkreślono również znaczenie dalszego procesu identyfikacji ofiar masakry.
Światowe media zwracają uwagę na fakt, że rezolucje dotyczące dni pamięci zazwyczaj przyjmowane są jednogłośnie – tym razem jednak wynik okazał się znacznie bardziej niejednoznaczny. Przeciwko było dziewiętnaście krajów: oprócz Serbii także Rosja, Chiny i Białoruś oraz Węgry jako jedyne państwo należące do UE, jak również kilka innych pozaeuropejskich: m.in. Kuba, Erytrea, Nikaragua i Demokratyczna Republika Konga. Od głosu wstrzymało się z kolei 68 spośród 193 krajów ONZ (z UE Słowacja, Grecja i Malta), jako powód najczęściej wskazując na brak niezbędnego konsensu w tej sprawie. Spośród państw wchodzących niegdyś w skład Jugosławii wszystkie kraje poza Serbią poparły tekst rezolucji.
Media o rezolucji ONZ ws. Srebrenicy
W polskich mediach pojawiły się pierwsze reakcje na doniesienia z uchwalenia rezolucji w Nowym Jorku. Portal wp.pl, przenosząc wiadomość z „Deutsche Welle”, pisze w tytule „wrze na Bałkanach“. O wrzeniu wspomina także „Do rzeczy”. TVN 24 przywołuje z kolei groźby Dodika o „końcu Bośni i Hercegowiny”.
W tytule przedrukowywanego w polskich mediach tekstu „Deutsche Welle” mowa jest o „mieszanych reakcjach na Bałkanach Zachodnich”. W rzeczywistości te reakcje są jednak spodziewane: rezolucji sprzeciwiają się przede wszystkim wielokrotnie już negujący ludobójstwo w Srebrenicy przywódca bośniackich Serbów Milorad Dodik oraz prezydent Serbii Aleksandar Vučić. Pomimo ostatecznego poparcia dla rezolucji, mieszane reakcje możemy obserwować wśród mediów i opinii publicznej w Czarnogórze. Pozostałe kraje regionu, a także chorwacki i boszniacki „prezydent” Bośni (kraj ten posiada trzech członków prezydium, z których każdy ma inne pochodzenie etniczne) wyrażają się o decyzji przychylnie.
Śledząc zagraniczne media, także te z innych państw byłej Jugosławii, można by odnieść wrażenie, że Serbowie gremialnie negują ludobójstwo dokonane w Srebrenicy w 1995 roku na bośniackich muzułmanach, a media stanowią w tym kraju monolit podporządkowany rządzącemu prezydentowi i jego partii, która coraz bardziej zwraca się w stronę Rosji. Rzeczywistość jest jednak, jak to zwykle bywa, nieco bardziej skomplikowana, a tamtejszy krajobraz medialny nie przypomina bynajmniej wariantu białoruskiego.
Milorad Dodik neguje ludobójstwo w Srebrenicy
W czwartek 23 maja, kiedy w Nowym Jorku głosowano nad rezolucją, Milorad Dodik wraz z całym rządem pojawił się w Srebrenicy, wchodzącej obecnie w skład Republiki Serbskiej, jednej z części składowych kraju. W pobliskiej miejscowości Bratunec wygłosił mowę, w której po raz kolejny zanegował ludobójstwo w Srebrenicy – podkreślił, że nie wiadomo, ilu Boszniaków zostało zabitych w Srebrenicy, odnalezione tam ciała zostały przeniesione z innego miejsca, a nikomu jak dotąd nie udało się udowodnić, że faktycznie było to osiem tysięcy ofiar (w rzeczywistości, z powodu przemieszczania ciał pomiędzy ponad 80 masowymi grobami ustalenie dokładnej liczby ofiar prawdopodobnie nie będzie możliwe, tym niemniej do tej pory zidentyfikowano 8372 ofiary, przede wszystkim mężczyzn i chłopców; podobnie Mechanizm Narodów Zjednoczonych dla Międzynarodowych Trybunałów Karnych mówi o około ośmiu tysiącach ofiar).
„Cały zachodni świat sprzysiągł się, aby nawet nienarodzone dzieci określić jako ludobójcze“ – powiedział Dodik. – „Dla nas to nie będzie Dzień Pamięci, bo my tego dnia nic nie zrobiliśmy“.
Duży niepokój wywołały jednak przede wszystkim kolejne deklaracje Dodika: zapowiedział, że Serbowie, którzy „nie mogą już dłużej mieszkać w takiej BiH“ rozpoczynają formalny proces „odłączenia i pokojowej demarkacji“, ponieważ Boszniacy „nie uszanowali Serbów“ i postąpili bezprawnie w sprawie rezolucji o Srebrenicy. Po posiedzeniu rządu Republiki Serbskiej w Srebrenicy premier Radovan Višković potwierdził, że w ciągu następnych 30 dni zostanie przygotowane porozumienie o „pokojowym odłączeniu“, dodając, że nie ma mowy o secesji, ale właśnie o rozwiązaniu pokojowym, gdyż Serbowie nie chcą konfliktu. Jeśli jednak są uważani za ludobójczy naród, dalsze współżycie nie jest możliwe.
Dodik chce „dobrych stosunków z Rosją”
Oczywista jest prorosyjska orientacja Dodika, którą poza deklaracjami potwierdzają czyny – udał się on w odwiedziny do Wladimira Putina do Moskwy w maju 2023 roku, a podczas wizyty powiedział m.in., że utwierdziła go ona w przekonaniu, jakoby trwająca właśnie wojna nie była konfliktem Rosji z Ukrainą, ale z Zachodem (tym samym, który jak pamiętamy, sprzysiągł się, aby napiętnować Serbów jako naród ludobójców). Mówił także o „budzeniu nazizmu i faszyzmu, zwłaszcza w Ukrainie”, a Rosję określał kolejną ofiarą NATO, którą byli także w latach dziewięćdziesiątych bośniaccy Serbowie. Kolejny raz Dodik zjawił się w Rosji w Petersburgu w kwietniu tego roku. Mówił wówczas: „Pomimo ogromnych nacisków, jesteśmy zaangażowani w dobre stosunki z Rosją”.
Na wypowiedzi Dodika o „pokojowym rozgraniczeniu”, a więc odłączeniu Republiki Serbskiej od Federacji Bośni i Hercegowiny zareagowało między innymi Srpsko građansko vijeće /Serbska Rada Obywatelska/. To pozarządowa organizacja bośniackich Serbów istniejąca od marca 1994 roku, założona przez Serbów lojalnych wobec Republiki Bośni i Hercegowiny, które dąży do zachowania demokratycznej, niepodległej i suwerennej Bośni. „Bośnia nie może zostać podzielona” – widnieje w przygotowanym przez tę organizację oświadczeniu – „Wezwania do jej podziału zdarzały się już wcześniej i prawdopodobnie będą się zdarzać, ale pozostają tylko wezwaniami, martwym słowem na papierze”.
Jasna jest w oświadczeniu aluzja do faktu, że to nie pierwsze tego typu deklaracje Dodika. Od 2017 roku znajduje się na amerykańskiej liście sankcyjnej, natomiast od 2022 roku także brytyjskiej: powodem jest właśnie podważanie legitymizacji i funkcjonalności Bośni i Hercegowiny, a więc przede wszystkim sprzeciwianie się układowi z Dayton z 1995 roku, który stworzył to państwo w jego obecnym kształcie administracyjnym. Groźby Dodika wydają się być lejtmotywem co najmniej ostatniej dekady jego działalności, co nie zmienia faktu, że wciąż istnieje niebezpieczeństwo eskalacji konfliktu. Zwraca na to uwagę także SGV we wspomnianym oświadczeniu, zadając pytanie Dodikowi, czy jest świadomy, że wzywa do wojny, ponieważ pokojowe odłączenie Republiki Serbskiej nie jest możliwe.
Prezydent Serbii oskarża ONZ i Zachód
Tymczasem o chęć destabilizacji Bośni, ale także szerzenie fałszywej propagandy oskarża ONZ i Zachód prezydent Serbii Aleksander Vučić. Podczas posiedzenia w Nowym Jorku Vučić twierdził, że rezolucja „otworzy puszkę Pandory“, a także rozjątrzy stare rany i przyniesie nowe podziały, nie tylko w regionie, ale i w samym ONZ. Przypomniał o serbskich ofiarach z II wojny światowej, opowiadał o naciskach wywieranych na inne państwa członkowskie, które chciały głosować przeciw rezolucji, która jest jego zdaniem „wyjątkowo upolityczniona“. Podczas głosowania Vučić siedział owinięty w serbską flagę, którą miął w rękach, przykładał do ust i dotykał nią czoła. Po głosowaniu ogłosił zwycięstwo – zarówno prezydent, jak i serbski rząd lansują narrację, jakoby wynik głosowania był jednoznacznie pozytywny dla Serbii, gdyż 84 kraje głosowały za rezolucją, podczas gdy 87 jej nie poparło (abstrahując m.in. od faktu, że przedstawiciele wielu krajów wstrzymujących się od głosu, choćby Meksyk czy Brazylia, jednoznacznie wskazywali na fakt, że w Srebrenicy doszło do ludobójstwa).
Popierające prezydenta serbskie tabloidy pisały o jego „heroicznej bitwie i wielkim zwycięstwie moralnym“ (Telegraf), „kompromitującej rezolucji“ (Kurir, b92), „porażce Zachodu i jego szantaży“ (Večernje novosti) oraz „kompromitacji – dwóch trzecich świata przeciwko rezolucji“ (Alo). Z okładek wyzierały najczęściej zdjęcia Vučicia owiniętego w serbską flagę. Cytowano jego słowa o tym, jakoby „wielu chciało stygmatyzować Serbię, ale im się to nie udało i nigdy nie uda“. Kurir wyliczył także prawdziwych przyjaciół Serbii, natomiast umiarkowana „Politika“ będąca częściowo w państwowych rękach, również zaznaczyła, że ponad pół świata było po stronie Serbii.
Przed głosowaniem w Belgradzie pojawiły się billboardy z napisem „Nie jesteśmy ludobójczym narodem. Pamiętamy…“. Tymczasem jednak dziennik „Danas“, który krytycznie odnosi się do reżimu Vučicia, pisał na okładce: „Rezolucja: odpowiedzialność za ludobójstwo jest indywidualna“. Podobnie jak wielu innych serbskich komentatorów, cytowana w „Danas“ była ambasador i socjolożka Vesna Pešić kwalifikuje kampanię Vučicia, w której usiłuje on przekonać Serbów, że rezolucja o Srebrenicy kolektywnie stygmatyzuje ich jako naród ludobójców, jest niemoralna, kłamliwa i służy osobistej promocji prezydenta oraz wzmocnieniu jego reżimu poprzez przedstawienie go jako obrońcy Serbów i Serbii.
W podobnym tonie wypowiadali się eksperci zaproszeni do telewizji N1. Analityk Aleksandar Popov na pytanie, czy rezolucja może doprowadzić do destabilizacji Bośni, tłumaczył, że w rzeczywistości destabilizują ją poczynania władz Republiki Serbskiej i Serbii. Na cyniczne wykorzystanie rezolucji przez Vučicia i Dodika do zyskiwania poparcia zwracał uwagę także profesor prawa Marko Milanović – podkreślał, że rezolucja zostanie cynicznie wykorzystana do stwarzania napięć w regionie, szczególnie w lipcu, kiedy obchodzony ma być Dzień Pamięci.
Srebrenica dzieli czarnogórskie społeczeństwo
Część komentatorów zwracała także uwagę, że retoryka używana przez prezydenta i jego świtę cofa Serbię do lat dziewięćdziesiątych. Aleksandar Vučić był wówczas, przypomnijmy, dziennikarzem propagandowego kanału bośniackich Serbów „Channel S“, a następnie, ministrem informacji (choć zwykle mówi się o nim jako o „ministrze propagandy”), chętnie udzielającym kar finansowych i zakazów krytycznym wobec reżimu Slobodana Milosevicia dziennikarzom. O jego przeszłości przypomina m.in. felietonistka „Danas” Snežana Čongradin: „Dlaczego upiera się [Vučić – przyp. AW] przy tym kłamstwie – że Serbowie to ludobójczy naród? Gdyby pół życia nie spędził jako najbliższy współpracownik zbrodniarza wojennego Vojislava Šešelja [skazany w Hadze w 2018 roku na dziesięć lat więzienia – przyp. AW], gdyby w czasie wojennych lat dziewięćdziesiątych politycznie nie popierał i nie inspirował najcięższych zbrodni przeciwko ludzkości, gdyby nie wypowiadał najgorszych kłamstw pod adresem ludzi innej narodowości i wiary, gdyby nie deklarował, że parlament Serbii to bezpieczny dom dla Ratka Mladicia, gdyby nie zyskał finansowo na wojnie i podczas bombardowania Serbii…, dzisiaj prezydent Serbii Aleksandar Vučić sam byłby dumnym inicjatorem ogłoszenia 11 lipca dniem pamięci o ofiarach ludobójstwa w Srebrenicy przed ONZ“.
Wydaje się jednak, że największe podziały rezolucja wywołała w czarnogórskim społeczeństwie, którego jedna trzecia deklaruje się jako etniczni Serbowie. Już wcześniej kwestia ludobójstwa w Srebrenicy wywoływała tu polityczne burze: w 2006 roku czarnogórski Parlament zaakceptował rezolucję Parlamentu Europejskiego w tej sprawie, następnie w 2021 roku przyjął ją dwiema trzecimi głosów, potwierdzając tym samym 11 lipca jako Dzień Pamięci. Następnie jednak minister sprawiedliwości zadeklarował, że ludobójstwo się nie wydarzyło, w wyniku czego musiał ustąpić z funkcji. W 2022 roku nowy premier Czarnogóry Dritan Abazović powiedział z kolei w Srebrenicy, że ludobójstwo zostało uczynione nad „ludźmi, a nie Boszniakami“, choć później przeprosił. Z kolei obecny premier Milojko Spajić zadeklarował poparcie rezolucji przed Zgromadzeniem ONZ, jednakże pod warunkiem przyjęcia dwóch poprawek: o braku zbiorowej odpowiedzialności jakiejkolwiek grupy narodowej czy religijnej za ludobójstwo w Srebrenicy oraz „dokładaniu starań, aby wzmacniać jedność w różnorodności Bośni”.
Ostatecznie, zmiany te zostały przyjęte i wpisane do preambuły rezolucji. Czarnogóra poparła rezolucję, ale nie zdecydowała się być jednym z jej sponsorów, pomimo wielu petycji organizacji pozarządowych i pojedynczych obywateli. Premier Spajić, świadomy kontrowersji w kraju, podkreślał konstruktywną rolę Czarnogóry w formułowaniu ostatecznego tekstu rezolucji, który po raz kolejny podkreśla indywidualizację winy za masakrę. Bez względu na poprawki, poparciu rezolucji ostro sprzeciwiły się pro-serbskie partie w czarnogórskim parlamencie i rządzie, a także Serbska Cerkiew Prawosławna i metropolita Czarnogóry Joannicjusz. W środę i czwartek protestowano przed budynkiem rządu, a wśród okrzyków powtarzały się „zdrada”, „Rosja” i „Ratko Mladić”.
W medialnej wrzawie komentatorom umyka jednak pewien znaczący fakt, który w przyszłości może mieć kluczowe znaczenie dla konfliktów pamięci w krajach powstałych po rozpadzie Jugosławii. W Cannes Złotą Palmę odebrał właśnie chorwacki reżyser Nebojša Slijepčević za film „Čovjek koji nije znao šutjeti” /„Człowiek, który nie umiał milczeć”, przypominający o zbrodni dokonanej przez serbskie oddziały paramilitarne w miejscowości Štrpce w Bośni, kiedy to wyciągnięto z pociągu i zastrzelono dziewiętnastu cywili. Tymczasem kilka miesięcy temu ujawniono rezultaty badania „Poglądy młodych Serbów na wojny z lat dziewięćdziesiątych”. Ankiety objęły 910 osób z Serbii w wieku od 18 do 30 lat – jedna piąta przyznała, że nic nie wie o tych wydarzeniach, a niemal połowa, że bardzo mało. Połowa pytanych nie słyszała o zbrodniach na Chorwatach, Boszniakach czy kosowskich Albańczykach. Za największą zbrodnię wojen lat dziewięćdziesiątych uważa Srebrenicę mniej niż pięć procent młodych Serbów, z kolei 93% z nich przecenia (często znacząco) ilość ofiar bombardowania NATO w Serbii.
Autorka: Aleksandra Wojtaszek
Redakcja: Jędrzej Morawiecki
Czytaj więcej w PostPravdzie:
Masakra w Srebrenicy. Rosja przeciwko rezolucji ONZ
Generał Suworow, kat warszawskiej Pragi może zostać świętym
Rosja: Zamach na Fico to początek nowej ery terroru politycznego