Podczas gdy ukraińska ofensywa na obwód kurski postępuje szybko, Ukraińcy mogą zdecydować się na świętowanie wyzwolenia swojej dawnej stolicy. Nie chodzi tu o Kijów – Rosjanom nie udało się „wyzwolić” tego miasta w 2022 roku. Stolicą, o której mowa, jest Sudża. Pozornie nieistotne, około 6-tysięczne miasteczko położone kilka kilometrów od granicy z Rosją. To historyczny odwet Ukrainy za retorykę Putina.
Sudża ma znaczenie historyczne
Sudża była krótkotrwałą stolicą sowieckiego rządu ukraińskiego pod koniec 1918 r. Następnie ten status uzyskało sąsiednie miasto Biełgorod. Było tak, aż do momentu, gdy marionetkowy bolszewicki reżim ukraiński pod wodzą Włodzimierza Lenina ostatecznie osiedlił się w Charkowie, który służył jako stolica sowieckiej Ukrainy do 1934 roku.
Według rosyjskiego spisu ludności z 1897 r. 61 procent mieszkańców Sudży określało się jako Ukraińcy. Do 2020 roku liczba ta spadła drastycznie, do 1 procenta.
Zatem bolszewicy nie wybrali Sudży na stolicę arbitralnie. Miasto było ukraińskie. Co więcej, w drugiej połowie XVII w. Sudża była stolicą ukraińsko-kozackiej jednostki wojskowo-administracyjnej. Zatem wybór Sudży na radziecką stolicę Ukrainy był logiczny i miał sens. Miasto było przecież ukraińskie, miało tradycje kozackie i z łatwością mogło służyć jako ukraińska odskocznia do późniejszej rosyjskiej inwazji – hm, wyzwolenia – Ukrainy.
Biełgorod był także logicznym wyborem, ponieważ w spisie powszechnym z 1897 r. znaczna część ludności regionu – do 70 procent w jednym okręgu – określała się jako Ukraińców.
Historyczny odwet czy zbieg okoliczności?
Niezależnie od powodów, dla których Ukraina przeprowadziła własną „specoperację” w obwodzie kurskim, jest duże prawdopodobieństwo, że prezydent Wołodymyr Zełenski i Ołeksandr Syrski – głównodowodzący Sił Zbrojnych Ukrainy, byli w pełni świadomi historycznego związku Sudży i Biełgorodu z Ukrainą. Musiało im przyjść do głowy, że technicznie rzecz biorąc mogą odwrócić sytuację twierdząc, że nie najeżdżali Rosji, a „wyzwalali” stare terytoria Ukrainy.
I w sumie, dlaczego nie? Jeżeli Putin może twierdzić, że „wyzwolił” Krym, który imperialna Rosja okupowała pod koniec XVIII wieku, to dlaczego Zełenski nie może wyzwolić miasta, które sto lat temu służyło jako bastion ukraińskiego kozactwa?
Zełenski raczej nie zagra tą kartą, ale to suchy fakt, który mógł posłużyć prezydentowi Ukrainy jako potencjalna konsekwencja mieszania historii z polityką. Putin otworzył tę puszkę Pandory odwołując się do historii – ku aplauzie niektórych naiwnych zachodnich decydentów i analityków – aby uzasadnić aneksję Krymu w 2014 r. oraz pełnoskalową inwazję na Ukrainę w 2022 r.
Nie chodzi tylko o argumenty historyczne. Żadna historyczna interpretacja czegokolwiek nie może być ostateczna, a argumenty odwetowe oparte na własnych interpretacjach historycznych zawsze wywołują efekt bumeranga.
Historia ma znaczenie
Na potrzeby dyskusji przyjmijmy retorykę Putina, że obecne państwa nie powinny być większe od swoich starożytnych poprzedników (i pomińmy grząski charakter przymiotnika „starożytny”). Putin kierując się tą logiką uważa, że Ukraina ma kłopoty.
W rzeczywistości Ukraińcy mogą przeciwstawić się, twierdząc, że ich historyczne korzenie sięgają Rusi Kijowskiej, rozległego państwa utworzonego ponad tysiąc lat temu przez najeźdźców Wikingów, którzy zawierali małżeństwa z lokalnymi plemionami protoukraińskimi – wtedy to Rosja ma kłopoty. Federacja Rosyjska jest bowiem produktem imperialnej ekspansji Moskwy. Gdyby dzisiejsza Rosja była tak duża jak starożytna Moskwa, zostałaby zredukowana do maleńkiego kawałka nieruchomości, której rdzeniem jest Kreml.
Widziana w tym świetle Sudża nie jest tylko ciekawostką. To niszczycielska siła skierowana w historyczny domek z kart Putina.
I nie chodzi tu oczywiście tylko o Sudżę. Eksklawa Kaliningradu musiałaby wrócić do Niemców. Wyspy Kurylskie musiałyby zostać zwrócone Japonii. Krym byłby własnością Turcji. Syberia powróciłaby do autochtonów. Węgrzy Viktora Orbána musieliby dosiąść rumaków i wrócić do azjatyckiej ojczyzny. A większość dawnego Wielkiego Księstwa Moskiewskiego musiałaby zostać zwrócona Mongołom.
A to tylko Europa Wschodnia. Nie mniej wesoło byłoby w Europie Zachodniej. Kto jest właścicielem Alzacji i Lotaryngii – czy może jest to prowincja Cesarstwa Niemieckiego Alzacja-Lotaryngia? I czy Państwo Kościelne powróci do działalności?
Co się stanie, gdy Putin opuści scenę polityczną?
Wszystko to brzmi fantastycznie, ale tylko jeśli pominie się „nierosyjskie” regiony i narody Rosji. Potrzebne były dwie ludobójcze wojny w latach 90. i 2000., zanim Moskwa zmiażdżyła Czeczenów, ale w zamian cieszą się oni obecnie niemal pełną niepodległością. Inni nie-Rosjanie na Północnym Kaukazie również wyrazili niezadowolenie rządami Moskwy. Podobnie Baszkirowie, Tatarzy i inni. Być może w tej chwili są spokojni, ale jeśli kiedyś reżim Putina zacznie się rozpadać – co się stanie, gdy opuści on scenę polityczną – te grupy etniczne będą opierać swoje roszczenia o wolność, autonomię i niepodległość dokładnie na tym samym rodzaju historycznej argumentacji, które tworzą retorykę Putina.
Reakcją Rosji na nie-Rosjan będzie rozprawienie się z buntownikami, przelanie krwi, a następnie dezintegracja. Jaka będzie reakcja Zachodu? Powinna się radykalnie różnić od tej z lat 1990-1991, kiedy Zachód ignorował nie-Rosjan, a następnie wyrażał szok, gdy to właśnie oni doprowadzili do rozpadu ZSRR.
Przy odrobinie szczęścia dawna stolica Ukrainy może pomóc Zachodowi w nauce i przygotowaniu się na świat po Putinie.
Tekst open source był pierwotnie opublikowany w The Hill.
O autorze: Profesor Aleksander J. Motyl
Prof. Alexander Motyl jest profesorem nauk politycznych w Rutgers-Newark. Specjalistą od Ukrainy, Rosji i ZSRR, a także w zakresie teorii nacjonalizmu, rewolucji i imperiów. Jest autorem 10 książek popularnonaukowych oraz kilkudziesięciu artykułów w czasopismach akademickich i politycznych, na łamach gazet i czasopism. Prowadzi cotygodniowy blog „Orange Blues Ukrainy”.
Fot. pixabay.com