Minister spraw zagranicznych Rosji, znany ze swojej kamiennej twarzy, staje się paranoikiem. Siergiej Ławrow uważa, że „obecnie około 50 krajów próbuje podzielić Rosję”.
Zachód to najgorszy wróg Kremla
Ławrow powiedział również zgromadzonym profesorom i studentom elitarnego Moskiewskiego Państwowego Instytutu Stosunków Międzynarodowych, że nie jest to nic nowego. Kraje zachodnie zawsze dążyły do podzielenia Rosji, aby stworzyć „zależną” i „zamierającą przestrzeń”, dzięki której mogliby robić to, co pragną. Ostatecznym celem jest dokonanie rozbiorów na terytorium rosyjskim.
Ławrow celowo użył dwóch słów — „razwalit” i „razchlenit” — które skupiają się nie na zmniejszeniu pozycji Rosji jako potężnego gracza, czy jej wyniszczeniu jako państwa, ale na jej układzie składającym się z różnych terytoriów, regionów gospodarczych i narodów.
Jak zauważa Paul Goble, doświadczony obserwator Rosji, „paranoja, którą Ławrow pokazuje poprzez składanie takich oświadczeń, jest godna uwagi ze względu na to, co mówi o sposobie kremlowskiego myślenia dotyczącym kruchości ostatniego światowego imperium”.
Oczywiste jest, że Ławrow i jego towarzysze z Kremla martwią się zarówno o rzekome działania z Zachodu na rzecz podzielenia Rosji, jak i o prawdziwe tendencje odśrodkowe w Federacji Rosyjskiej.
Obawy Ławrowa są efektem paranoi
Pierwsze obawy są bezpodstawne. Nie potrafię sobie przypomnieć żadnego kraju, na Zachodzie ani gdziekolwiek indziej, który aktywnie dążyłby do rozbicia Rosji. Mogą chcieć słabszej, życzliwszej lub łagodniejszej Rosji, ale ta sama niechęć do tolerowania rozpadu ZSRR pod koniec lat 80. — czego dowodem było owiane złą sławą przemówienie prezydenta George’a H.W. Busha „Chicken Kiev” z 1991 r. — jest nadal żywa i ma się dobrze. Podział państwa przywołuje obrazy fal uchodźców, wojny domowej i bomb nuklearnych, łagodząc wszelki entuzjazm, jaki decydenci mogliby mieć do scenariusza rozbicia.
Obawy Ławrowa przed interwencją Zachodu są zatem niczym innym, jak przejawem głęboko zakorzenionej paranoi. A jego twierdzenie, że około 50 krajów chce podziału Rosji, jest po prostu absurdalne. Może być 50 lub więcej analityków spoza Rosji, którzy chcą takiego obrotu sprawy, ale nie ma wśród nich państw i osób decyzyjnych.
A to pech, jako że Armagedon jest najmniej prawdopodobnym rezultatem podziału Rosji. Regiony nierosyjskie mają administracje, granice i tradycje samorządności. Oczekiwanie, że uciekną się do przemocy ma swoje korzenie jedynie w rasizmie.
Pozostała Rosja, pozbawiona swoich nierosyjskich kolonii i imperialnej mentalności, byłaby o wiele bardziej skłonna do stania się demokratycznym państwem, który jest otwarty na Zachód. A ktokolwiek zastąpi Władimira Putina, nie jest bardziej skłonny niż on do nieodpowiedzialnego machania nuklearną szabelką.
Nie, podział państwa nie będzie wynikiem polityki Zachodu, ale polityki Putina — przede wszystkim katastrofalnej wojny w Ukrainie. Inwazja nie tylko pokazała słabość Rosji, ale także rozpętała chaos społeczno-ekonomiczny w kraju i rosnące żądania nierosyjskich regionów o większy głos w ich własnych sprawach.
„Zachód nas nigdy nie kochał”
Ukraińcy, podobnie jak przed nimi Czeczeni, wytrzymali potężny atak Rosji, skrwawili go w trakcie i mogą nawet wygrać tę wojnę. Putin przekształcił Rosję w słabe państwo z kruchym reżimem; jest schorowanym przywódcą o zanikającej wyobraźni i prawowitości. Nie-Rosjanie zostaną zapewne zmuszeni do opuszczenia statku przez liczne niepowodzenia putinowskiej Rosji — tak jak miało to miejsce pod koniec lat 80. i na początku lat 90., kiedy tak zwana „parada suwerenności” niemal doprowadziła do rozpadu Rosji.
Ławrow i Putin są w pełni świadomi tej parady i dlatego wyczuwają kłopoty nawet tam, gdzie ich nie ma. To paranoja. Jednakże, Ławrow i jemu podobni cierpią również na pychę, sprawiającą niezdolność dostrzeżenia, że nie są zbawcami Rosji, a jej grabarzami. Na domiar złego — wykazują kompleks niższości, kiedy domagają się, by traktować ich poważnie, wiedząc, że nikt by ich tak nie traktował, gdyby nie wymachiwali nuklearną szabelką.
Ławrow może jedynie pocieszać się faktem, że jego mieszankę problemów psychologicznych podziela Jelena Välbe, była mistrzyni olimpijska w biegach narciarskich, która obecnie kieruje Rosyjską Federacją Narciarską. Zapytana niedawno, kiedy Rosja powróci do międzynarodowego sportu, wyraziła opinię:
„Prawdopodobnie powiem rzeczy, których w ogóle nie powinnam mówić. Wydaje mi się, że gdybyśmy zrzucili dużą bombę na centrum Londynu, to wszystko by się już skończyło i pozwolono by nam wszędzie startować. Walka Rosji z całym światem zewnętrznym trwa od stuleci. Nigdy nas nie kochali — nawet gdy udawali, że nas kochają. Zawsze stoją z naostrzoną bronią za swymi plecami. Uwielbiam, gdy nasz kraj jest silny, i to prawdopodobnie nasza siła irytuje cały świat”.
Nie, panno Välbe, to nie wasza siła irytuje cały świat. To wasza przypadkowa gotowość do zrzucenia bomby na Londyn i zabicia milionów istnień. Po co martwić się o przyszłe bomby nuklearne, skoro tacy ludzie jak Putin, Dmitrij Miedwiediew i wielu innych wysoko postawionych Rosjan są gotowi zrekompensować swoje poczucie niższości, zrzucając ogromne bomby już dzisiaj?
Fot. mid.ru
Tekst open source był pierwotnie opublikowany w The Hill.
O autorze: Profesor Aleksander J. Motyl
Prof. Alexander Motyl jest profesorem nauk politycznych w Rutgers-Newark. Specjalistą od Ukrainy, Rosji i ZSRR, a także w zakresie teorii nacjonalizmu, rewolucji i imperiów. Jest autorem 10 książek popularnonaukowych oraz kilkudziesięciu artykułów w czasopismach akademickich i politycznych, na łamach gazet i czasopism. Prowadzi cotygodniowy blog „Orange Blues Ukrainy”.