Zaniepokojenie Republikanów Chinami jest zrozumiałe, a być może nawet godne pochwały. Dzieje się tak, ponieważ wiele chińskich decyzji dotyczących gospodarki, bezpieczeństwa i praw człowieka jest dla Ameryki wyzwaniem. Kiedy jednak ta godna pochwały troska zamienia się w obsesję, wyrządza to Ameryce tylko szkodę.
Republikanie cierpią na „chińską obsesję”
Zarówno były prezydent Donald Trump, jak i jego kandydat na wiceprezydenta, senator z Ohio, J.D. Vance, a także Heritage Foundation oraz rzesze konserwatywnych analityków cierpią na tę obsesję.
Gdyby Chiny były jedynym dużym krajem, który ma znaczenie na świecie, obóz „tylko Chiny” byłby może i słuszny. Jednak Chiny nie są jedyną potęgą, która ma znaczenie dla amerykańskich interesów. Obóz, który skupia się wyłącznie na Chinach jest w błędzie.
Obóz „tylko Chiny” mógłby temu przeciwdziałać, choć niewątpliwie prawdą jest, że Indie, Brazylia, Meksyk, Europa i Nigeria również mają znaczenie. Chiny przewyższają te kraje pod względem strategicznego znaczenia, w związku z czym uzasadniona jest polityka zagraniczna skupiająca się wyłącznie na Chinach.
Coś jest w tym poglądzie, ale tylko wtedy, gdy przymkniemy oczy na inne potęgi. Z pewnością Indie, ze swoją ogromną populacją i terytorium, bronią nuklearną i gospodarką, ubiegają się o drugie miejsce po Stanach Zjednoczonych. To samo dotyczy się Unii Europejskiej i Rosji. Unia ma ogromną gospodarkę i dużą populację, a jednocześnie jest słaba pod względem militarnym. Rosja zaś ma w strzępach gospodarkę i wojsko ze względu na strategicznie krótkowzroczną inwazję na Ukrainę. Mimo to, nadal dysponuje niezliczoną ilością broni nuklearnej i jest rządzona przez dyktatora, który najwyraźniej jest skłonny postawić na szali istnienie świata w dążeniu do swoich celów.
Walka o potęgę
Jednym słowem, system międzynarodowy jest o wiele bardziej złożony, niż chciałby tego obóz republikanów. Świat był dwubiegunowy podczas zimnej wojny, ale dzisiaj już taki nie jest. Chiny dążą do statusu rywalizującej z Ameryką superpotęgi, jednak wciąż mają przed sobą długą drogę. To prawda, że Chińczycy zmierzają do osiągnięcia statusu zagrażającego amerykańskiej hegemonii, ale wciąż są daleko od bycia zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych.
Dla kontrastu, Rosja zdecydowanie przegrała rywalizację o równy status superpotęgi, gdy wojna z Ukrainie ukazała Rosję jako przysłowiowego „tygrysa z papieru”. Jednak nuklearny huk Rosji – coś, czego Chiny pilnie unikają – sprawia, że Rosja stanowi bezpośrednie zagrożenie egzystencjalne dla Stanów Zjednoczonych.
Który kraj zasługuje więc na większą uwagę polityków USA? Oba państwa, jednak z różnych powodów. Chiny to wschodząca potęga, która wydaje się w dużej mierze zaangażowana w utrzymanie większości międzynarodowego status quo. Natomiast Rosja to upadająca potęga, która chce odrzucić każdy możliwy zbiór przepisów. Żadnego z nich nie można i nie należy ignorować. Niewątpliwie te obie potęgi zasługują na równą uwagę Stanów Zjednoczonych.
Ale istnieje jeszcze bardziej przekonujący powód, aby zwracać uwagę na jeden i drugi kraj. Jak konserwatyści z pewnością wiedzą, Chiny i Rosja stały się lub twierdzą, że się stały, najbliższymi sojusznikami. Zobaczymy, czy sojusz pomiędzy wschodzącą i upadającą potęgą będzie trwał na dłuższą metę, ale na razie faktycznie tak jest. Oznacza to, że chcąc nie chcąc, nawet nieuzasadniona obsesja na punkcie Chin wymaga zwrócenia uwagi na ich głównego sojusznika, czyli Rosję. Ponieważ wydaje się, że Chiny “przywiązały się do zniszczonego, rosyjskiego wozu”, nie można postrzegać tych dwóch krajów niezależnie od siebie. Jeśli Chiny kichną, Rosja się przeziębi. Jeśli Rosja wpadnie w jeszcze większe kłopoty w związku z Ukrainą lub najedzie terytoria dawnego ZSRR, Chiny mogą nie doświadczyć niestablilności, ale i tak poczują konsekwencje i ból.
Kurs polityczny musi się zmienić
Właśnie dlatego nieformalne podejście Vance’a do Ukrainy – „Nie obchodzi mnie, co stanie się z Ukrainą” – nie jest jedynie odrzuceniem priorytetów geopolitycznych, które rzekomo popierają konserwatyści. To także przepis na katastrofę. Zwycięstwo Rosji upoważniłoby Kreml i Pekin do rzucenia wyzwania Stanom Zjednoczonym w Europie i Azji, grożąc w ten sposób USA jedyną rzeczą, której konserwatyści chcą uniknąć za wszelką cenę – amerykańskim zaangażowaniem w wojnę o państwa bałtyckie czy Tajwan.
Stanowisko Vance’a pomija jedyny tani, łatwy i szybki sposób w jaki Stany Zjednoczone mogą zmniejszyć zasięg wyzwania rzuconego przez Chiny. Porażka Rosji w Ukrainie byłaby także porażką Chin (również Iranu i Korei Północnej). Dodatkowo, porażka Rosji nie tylko upokorzyłaby Chiny – zerwałoby to także sojusz lub przekształciłoby Rosję w pełnoprawną kolonię.
Republikanie muszą popatrzyć trochę szerzej, podobnie jak absolwent szkoły prawniczej Yale, który może zostać kolejnym wiceprezydentem Ameryki. Polityka America First nie zadziała, jeśli Stany Zjednoczone przyjmą politykę dotyczącą tylko i wyłącznie Chin. Te hasło będzie miało sens tylko wtedy, gdy Stany Zjednoczone przyjmą politykę porażki Rosji.
Tekst open source był pierwotnie opublikowany w The National Security Journal.
Fot. trumpwhitehouse.archives.gov
O autorze: Profesor Aleksander J. Motyl
Prof. Alexander Motyl jest profesorem nauk politycznych w Rutgers-Newark. Specjalistą od Ukrainy, Rosji i ZSRR, a także w zakresie teorii nacjonalizmu, rewolucji i imperiów. Jest autorem 10 książek popularnonaukowych oraz kilkudziesięciu artykułów w czasopismach akademickich i politycznych, na łamach gazet i czasopism. Prowadzi cotygodniowy blog „Orange Blues Ukrainy”.
Czytaj więcej w PostPravda.Info:
- Czy Wołyń jest wyłącznie sprawą historyków? Odpowiedzialność jest bezwarunkowa
- Tajna wojna Rosji przeciwko Europie [RAPORT]
- Szpiegowali znanych wolontariuszy w Ukrainie. Szajka szpiegów rozbita
- Premier Denis Szmyhal do dymisji z całym rządem? Prognozy dla Ukrainy na 2025 rok
- Rosja przygotowuje się do wojny z NATO. To atuty Kremla i Zachodu [ANALIZA]
- Boże Narodzenie na froncie. Sasza pojechał do domu i wszyscy mu zazdroszczą [PAMIĘTNIK WOJENNY]