Może jestem staroświecki, ale zostałem wychowany w kulturze szacunku do kobiet, do osób starszych i do ludzi w ogóle. Zabrzmię może jak tzw. dziaders, ale za moich czasów przeklinanie w miejscach publicznych spotykało się z natychmiastową reakcją postronnych, a polska gościnność była czymś, czym szczyciliśmy się niemal jak rosołem oraz schabowym z ziemniakami i mizerią na niedzielę. Co stało się dziś, że bez trudu przychodzi nam publiczne wyzywanie kobiet od „k… z Ukrainy”? Gdzie popełniony został błąd w wychowaniu społeczeństwa, że bez krzty poczucia żenady potrafimy rzucać wulgaryzmami w stronę przechodniów ze wschodnim akcentem, niewiedząc nawet z jakiego kraju pochodzą? Bo może są z Białorusi, a ktoś każe im „wyp….ć na Ukrainę”. Jaki wpływ na takie zachowanie Polaków wobec gości zza granicy ma rosyjska propaganda, a jaki przyzwolenie społeczne, udzielane przez polityków w ferworze walki wyborczej o fotel prezydenta? O tym opowiada dziś w programie „Taka jest pravda” Anna Stozhko, szefowa biura rzecznika praw Ukraińców w Polsce.
Jest mi wstyd za przemoc wobec kobiet
W sieci zaczęły pojawiać się poradniki dla Ukrainek. Podpowiadają sobie nawzajem, co odpowiedzieć polskiemu mężczyźnie, gdy ten każe jej wyjechać czym prędzej na Ukrainę. Używając do tego niewybrednych słów, które w części zacytowałem powyżej. Młoda dziewczyna z uśmiechem na twarzy radzi: „powiedz mu, że mówi się do Ukrainy, a nie na Ukrainę. Zobaczysz, że nie będzie wiedział, co dalej powiedzieć.” Przekonuje z rozbawieniem, choć mnie, polskiemu mężczyźnie, który to ogląda, przewraca się w żołądku ze wstydu jaki odczuwam, gdy pomyślę, że moi współobywatele są w stanie w ten sposób potraktować kobietę. To nic innego jak przemoc wobec kobiet. „Nawet kwiatkiem jej nie uderzysz, ani głosu nie podniesiesz. Dziadek wiele razy aż czerwony się robił, ale nigdy na mnie nie krzyknął, choć nie raz zasłużyłam” – powtarzała zawsze moja Babcia Zofia.
Współczesność. Przykład z Wisły. Roksolana ma troje dzieci. Jej mąż nie mieszka z nią, więc wygląda na samotną matkę. Sąsiad robi do niej podchody. Na początku miłe, a później, gdy nie widzi zainteresowania zalotami, robi się coraz bardziej agresywny. Miłość przeradza się w nienawiść, a kobieta zaczyna się bać nie tylko o siebie, ale i o swoje dzieci. Roksolana pracuje, wychowuje troje rodzeństwa. Przez kilka miesięcy odłożyła na używany samochód, choć płaci 3000 zł miesięcznie za samo mieszkanie. Małolaty chodzą do polskiej szkoły, żyje sama więc należy jej się też 800+ i jakoś daje radę.
Jej brat jest w Ukrainie, niedawno był ranny na froncie. Wyzwalał obwód charkowski spod rosyjskiej okupacji, był jednym z pierwszych, którzy odbijali rejony Łymania w obwodzie donieckim. Bohater. Zakochany sąsiad nie odpuszcza Roksolanie. Ta dalej odmawia randki. W nocy ktoś podpala jej samochód. Na zamontowanych w pobliżu kamerach widać sylwetkę mężczyzny przypominającego owego sąsiada. Można dostrzec też, że sprawca robi zdjęcia płonącego auta swoim telefonem komórkowym. Roksolana zgłasza sprawę na policję w Wiśle. Od mundurowych słyszy: „Umów się z nim. Przejrzyj jego telefon. Zdobądź dowody na to, że to on. Inaczej nie możemy pomóc”. Ukrainka zostaje bez środka lokomocji, z trojgiem dzieci, nie może już tak łatwo ich zawieźć do szkoły ani dojechać do pracy. Nie ma sprawcy, nie ma odszkodowania, nie ma samochodu. Jest strach.

Ile dzieci z Ukrainy poszło do szkoły w Polsce?
Inny przykład z Krakowa. Młoda Ukrainka ma dwoje dzieci, mąż żołnierz, nie może opuścić kraju. Wysłał rodzinę za granicę, żeby móc spokojnie walczyć za ojczyznę, a nie martwić się, że coś się stanie najbliższym. Anastazja pracuje, ale utrzymanie w dużym mieście sporo kosztuje i nie stać jej na opiekunkę. Dzieci już nie są małe, więc zostawia je same w domu. Sąsiedzi dzwonią na opiekę społeczną. Teraz grozi jej sąd i utrata praw rodzicielskich. – Takich spraw związanych z dziećmi jest teraz bardzo dużo. Polskie prawo różni się od ukraińskiego, zwłaszcza jeśli chodzi o dzieci adoptowane. Co robić na przykład w razie śmierci matki adopcyjnej? Według ukraińskiego prawa, dziecko powinno wrócić do kraju. Według polskiego – ma zostać. I zostaje. Mamy wiele takich przypadków, że rodzina matki adopcyjnej nie może uzyskać praw do opieki nad dzieckiem i ono zamiast u bliskich w domu, ląduje w domu dziecka w Polsce – mówi Anna Stozhko z biura rzecznika praw Ukraińców w Warszawie.
– Zgłaszaliśmy ten problem niejednokrotnie do Ministerstwa Edukacji, podobnie jak nasze pomysły dotyczące rozwiązania trudnych kwestii związanych z wysyłaniem ukraińskich dzieci do polskich szkół, bo ten problem nadal jest w zawieszeniu, ale poza deklaracjami, że ktoś z nami porozmawia, nic się nie wydarzyło. Wielokrotnie obiecywano nam spotkanie, ale na obietnicach się na razie kończy – dodaje Stozhko.
Ilu Ukraińców mieszka w Polsce?
Z danych MSWiA wynika, że w grudniu 2024 roku w Polsce mieszkało 1,5 mln obywateli Ukrainy. Wielu z nich legalnie pracuje, uczy się w naszym kraju, otwiera własne firmy, zasila gospodarkę Polski, ale jak wynika z niedawno opublikowanego raportu Centrum Mieroszewskiego, nastroje Polaków wobec nich zmieniły się w ostatnich dwóch latach i nie są już tak pozytywne jak w 2022 roku, gdy Polacy przyjmowali kilka milionów uchodźców pod swoje dachy, w momencie napaści Rosji na Ukrainę. Z sąsiadami jak z rodziną, bywa różnie. Między innymi tempo napływu obcokrajowców do naszego kraju, a także specjalne operacje propagandowe, które prowadzi Rosja wobec naszych narodów odciskają swoje piętno na życiu codziennym bliskich sąsiadów – podkreślają badacze z Centrum Mieroszewskiego w Warszawie. Polacy jednak rozumieją lepiej niż kraje Zachodu, że duży wpływ na to ma rosyjska dezinformacja.
Czytaj także: Podcast: Kim są ukraińscy nacjonaliści? [Taka jest Pravda]
Sprawy, które Kreml bierze na tapetę i stara się wciskać klinem między sąsiadów dotyczą najczęściej wspólnej, trudnej historii. – Od wielu lat Wołyń był wykorzystywany przez Rosję, a także przez środowiska prorosyjskie w Polsce propagandowo. Niezakończone, wciąż rozdrapane rany, czy wydarzenia z przeszłości to idealne paliwo dla dezinformacji i do wzbudzania nienawiści – przyznaje prof. Jędrzej Morawiecki, specjalista think-tanka PostPravda.Info.
Ukraina a wybory prezydenckie
Do tego dochodzi wyścig wyborczy w naszym kraju. Kandydaci na prezydenta prześcigają się w antyukraińskiej retoryce, bo sondaże prezydenckie pokazują jednoznacznie – ponad połowa Polaków jest dziś przeciwna dalszemu wspieraniu Ukraińców, którzy przyjechali do Polski. Niechęć wobec gości wzrosła dwucyfrowo i byłoby niekorzystnie dobrze o nich mówić w kampanii. Za to mówić o nich źle już można, nawet trzeba, bo walka wyborcza idzie teraz o tych najbardziej radykalnych wyborców partii Konfederacja. Ich wybór będzie się liczył zwłaszcza w drugiej turze.
Jeśli więc jeszcze dwa lata temu polscy politycy prześcigali się w tym, kto częściej pojedzie do Kijowa albo Lwowa i pokaże się z paczką makaronu u boku jakiegoś ministra, a najlepiej prezydenta Zełeńskiego, to dziś lepiej byłoby pewnie rozsypać trochę zboża na granicy. – To bardzo przykre, bo wielu obywateli Ukrainy nawet po wojnie nie chce wracać do kraju. Tu kupili mieszkania, często pozbywając się całego majątku w Ukrainie. Sprzedali firmy, wywieźli rodziny, dzieci tu poszły do szkoły. Moim zdaniem trzeba pomyśleć o tej perspektywie. Będziemy pewnie razem żyć i wzbudzanie nienawiści jednych do drugich niczemu dobremu nie służy – mówi Anna Stozhko.
Według szefowej biura praw Ukraińców w Polsce najwięcej hejtu wylewa się na Ukraińców w internecie. Jej zdaniem na ulicy takich przypadków wcale nie ma wiele, ale są eksponowane przez media i w bezrefleksyjnych wypowiedziach polityków. Tam jest największe przyzwolenie na obrażanie innych ludzi. – Ja osobiście spotykam się z bardzo pozytywnymi reakcjami Polaków na Ukrainę. Wielu Polaków bardzo pomogło mnie i mojemu krajowi za co jestem i będę zawsze ogromnie wdzięczna. Myślę, że nadal jest szansa na zbudowanie dobrych relacji między naszymi narodami, ale obawiam się, że jeśli nie przestaniemy się na wzajem nakręcać, to ta szansa będzie się z każdym dniem oddalała. Wyciąganie click bajtowych historii o tym, że jakiś Ukrainiec dopuścił się przestępstwa, to też spłycanie tematu. Tak jakby Polacy przestępstw nie popełniali – dodaje Stozhko zwracając też uwagę na niektóre mity utrwalane oficjalnie.

(Nie)pravda historyczna
– Moja koleżanka była niedawno na wycieczce w obozie koncentracyjnym w Treblince. Była w szoku, kiedy zobaczyła umieszczone tam tablice informacyjne. Przewodnik również zamiast skupiać się na faktycznych katach, czyli Niemcach, jacy ten obóz stworzyli na terytorium Polski, to opowiada więcej o Ukraińcach, którzy mieli tam krzywdzić więźniów. Dlaczego tak ukształtowana jest ta narracja? – pyta szefowa biura praw Ukraińców w Polsce.
Zapytaliśmy o to badaczy II wojny światowej, ale z uwagi na kontrowersyjny temat poprosili nas by zachować anonimowość. Przyznali jednak, że tzw. wachamanami w tym obozie byli wschodnioeuropejscy rekruci, których więźniowie określali mianem „Ukraińców” i w ten sposób utrwaliło się to w ich wspomnieniach. Część z nich rzeczywiście była tej narodowości, ale wśród wachmanów byli też Rosjanie, czy volksdeutsche. Zdaniem naszych rozmówców są to informacje, które z dzisiejszej perspektywy wiedzy historycznej wymagają doprecyzowania lub pogłębionych badań.
Co dalej z relacjami polsko-ukraińskimi i po prostu ludzkimi? Na to pytanie staramy się odpowiedzieć wspólnie w rozmowie z Anną Stozhko. Zapraszamy do obejrzenia całości nagrania.
Główne zagadnienia rozmowy:
- Ilu naprawdę Ukraińców mieszka w Polsce?
- Skąd przyjechali do nas Ukraińcy? Z Donbasu, czy ze Lwowa?
- Fakty i mity o Ukraińcach w Polsce – omawiamy raport Centrum Mieroszewskiego nt. nastawienia Polaków do Ukraińców.
- Ukraina a wybory prezydenckie. Czy wszystkiemu winni są politycy?