Podczas gdy analitycy wchodzą na najwyższe obroty, by zinterpretować upadek reżimu Assada i jego konsekwencje dla Bliskiego Wschodu, warto przypomnieć jak nieoczekiwane, a nawet szokujące było te wydarzenie.
Czy upadek reżimu Assada był do przewidzenia?
Chociaż niektórzy decydenci i eksperci postrzegali reżim w Syrii jako kruchy i słaby, to roboczym założeniem większości ludzi było, że władza rodziny Assad jest stabilna. W końcu Baszar al-Assad rządził żelazną pięścią i był bardziej niż skłonny do masakry na swoich poddanych tylko po to, by zachować kontrolę.
Siły przymusu były po jego stronie. Protestów społecznych nie było. Oczywiste jest, że reżim był silny. Szybkość i nagłość jego upadku sugerują, że w rzeczywistości reżim był kruchy i słaby. Przyjaciele i wrogowie Assada się mylili — najprawdopodobniej z wielu powodów.
Jedna sprawa jest natomiast warta wyróżnienia – nasz dominujący pogląd, jakoby wszystkie reżimy autorytarne zasady były silne i stabilne. Nasze założenie robocze jest proste: reżimy, które twierdzą, że są silne, muszą być silne. Jeśli kontrolują i terroryzują swoich ludzi dzisiaj, to oczywiście będą to robić również jutro. Stąd szok, gdy reżimy upadają.
Taka postawa świadczy o pewnym podziwie dla surowej siły i bezwzględności, a także o niezdolności do wyobrażenia sobie radykalnej zmiany. Wyobrażamy sobie (nie do końca bezpodstawnie), że to, co jest – będzie. Przecież o wiele łatwiej jest rzutować teraźniejszość na przyszłość, niż wyizolować czynniki, które mogą zakłócić tę trajektorię.
Jest to również bezpieczniejsze. Przewidywanie radykalnego przełomu w biegu czasu jest zawsze trudne, ponieważ praktycznie niemożliwe jest wyczucie właściwego momentu, kiedy by miało się to wydarzyć. Lepiej dla kariery i życiowych szans, by założyć ciągłość, a następnie udawać zaskoczenie pojawieniem się niespodziewanie „czarnego łabędzia” (ang. black swan – niespodziewane i nagłe wydarzenie o ogromnym wpływie na rzeczywistość).
Te rozważania nie są tylko teoretyczne, czy historyczne
Siła i bezwzględność robią na nas wrażenie, więc nie dziwi fakt, że upadek Assada zszokował praktycznie wszystkich — w tym jego sąsiadów na Bliskim Wschodzie. Niedawne dzieje historii powinny nam przypominać o tym, że szokujące wydarzenia są funkcją naszych własnych założeń, a nie rzeczywistości.
Zacznijmy od 1989 roku, kiedy większość wschodnioeuropejskich reżimów socjalistycznych upadła jak domino w ciągu kilku miesięcy. To prawda, Węgry i Polska od dłuższego czasu doświadczały zmian systemowych, ale Czechosłowacja, Niemcy Wschodnie i Rumunia były bastionami stalinizmu — mimo to wszystkie upadły.
W szczególności Rumunia wyglądała jak bastion komunistyczny. Jej władca, Nicolae Ceausescu, wydawał się mieć pełną kontrolę — aż do momentu, gdy ją stracił. Jego nagła ucieczka z Bukaresztu i późniejsza egzekucja zszokowały wszystkich w Europie Wschodniej i poza nią. Największy szok nastąpił jednak dwa lata później wraz z upadkiem supermocarstwa uzbrojonego po zęby w broń konwencjonalną i nuklearną oraz posiadającego brutalnie skuteczną, tajną policję KGB.
Niewielu ekspertów mogło sobie wyobrazić zniknięcie Związku Radzieckiego z mapy nawet latem 1991 roku, kiedy każda nierosyjska republika ogłosiła niepodległość w następstwie nieudanego puczu. W końcu supermocarstwa, które były brutalnymi i totalitarnymi dyktaturami, miały być silne, stabilne i odporne. Zamiast tego sowiecki reżim upadł praktycznie z dnia na dzień.
Te rozważania nie są tylko teoretyczne, czy historyczne. Powinny skłonić nas do ponownego przemyślenia istniejącego założenia roboczego, na które można natrafić w tak wielu analizach reżimu Putina: że jest silny i stabilny, ponieważ Putin mówi, że jest silny i stabilny, mimo że jego gospodarka stoi na skraju stagflacji lub hiperinflacji, Rosja traci ponad 1500 żołnierzy dziennie na polu bitwy, doświadcza poważnego niedoboru siły roboczej zarówno w gospodarce, jak i w wojsku, a jej słabość zmusiła Kreml do szukania wsparcia w Korei Północnej.
To, że reżim Putina jest o wiele słabszy, niż sobie wyobrażamy, nie oznacza, że musi upaść. Upadek może potrwać latami. Ale może też potrwać miesiące lub tygodnie. Chodzi o to, że powinniśmy brać pod uwagę to rozwiązanie tak samo, jak możliwość stabilności i ciągłości reżimu.
Moim zdaniem Putin pogodził się z tą możliwością lub właśnie się z nią zaczyna godzić. Po tym jak zaoferował azyl Assadowi i jego rodzinie, nawiązał — być może świadomie, a może nie — powiązanie między sobą, a syryjskim tyranem oraz między swoim reżimem, a dyktaturą Assada. Wyraźna nienawiść do Assada, którą wywołało przejęcie Syrii przez rebeliantów, musi (nawet jeśli nieznacznie) zrobić wrażenie na Putinie — zwłaszcza teraz, gdy w Gruzji odbywają się masowe demonstracje przypominające ukraińską rewolucję godności z 2014 r.
Podoba się to komuś czy nie, ludzie najwyraźniej pragną tego, czego Putin i jego towarzysze nienawidzą: wolności. W czasach, gdy edukacja i media powszechnie promują głos i sprawczość, jedynym sposobem na powstrzymanie tego pragnienia jest pójście za przykładem Korei Północnej. Ale nawet to nie zadziała, ponieważ większość populacji na świecie jest dziś zbyt bystra, dobrze poinformowana i wyrafinowana, aby tolerować narzucanie totalitaryzmu lub faszyzmu.
To stawia Assada, Putina i innych tyranów w trudnej sytuacji. Mogą prześladować, gnębić i tłumić wolę ludu, ale prędzej czy później ich pozornie stabilne reżimy upadną. A wtedy jedynym miejscem, które może im zapewnić azyl, będzie Królestwo Pustelników Kim Dzong Una.
Tekst open source był pierwotnie opublikowany w The Hill.
O autorze: Profesor Aleksander J. Motyl
Prof. Alexander Motyl jest profesorem nauk politycznych w Rutgers-Newark. Specjalista od Ukrainy, Rosji i ZSRR, a także w zakresie teorii nacjonalizmu, rewolucji i imperiów. Jest autorem 10 książek popularnonaukowych oraz kilkudziesięciu artykułów w czasopismach akademickich i politycznych, na łamach gazet i czasopism. Prowadzi cotygodniowy blog „Orange Blues Ukrainy”.