Wojna nieustannie zmienia swój charakter, a przez to zmienia się też życie ludzi żyjących pod ostrzałem. To co jest niezmienne, to stałe zagrożenie utraty domu, okaleczenia lub śmierci. Profesor Nikołaj Karpicki, jako bezpośredni świadek tych wydarzeń, mieszkaniec Słowiańska w obwodzie donieckim, w PostPravda.Info przedstawia warunki życia na Donbasie nie tylko w ostatnim czasie, ale na przestrzeni minionych dziesięciu lat.
Wojna na Donbasie: Awdijiwka, Opytne, Marjinka pod ostrzałem
Jak ludzie są w stanie żyć pod niemal ciągłym ostrzałem? Próbowałem to sobie wyobrazić trzydzieści lat temu, gdy jeszcze żyjąc w Tomsku na Syberii uczestniczyłem w protestach przeciwko wojnie w Czeczenii. Później, 10 lat temu, kiedy jako niewygodny opozycjonista musiałem opuścić Rosję, zobaczyłem to na własne oczy w przyfrontowej Awdijiwce. Chcę Państwu przedstawić moje zapiski z tamtych czasów, aby można było porównać zmiany, które od tego czasu zaszły.
Kwiecień 2015, Awdijiwka. Względny spokój w porównaniu z ostrzałami podczas walk o lotnisko w Doniecku. Pierwsze ostrzały rozpoczęły się w lipcu 2014 roku i osiągnęły największą intensywność pod koniec stycznia i w pierwszej połowie lutego 2015 roku. Nie było prądu ani wody. Teraz (kwiecień 2015) walki toczą się głównie w strefie przemysłowej, ale mimo to do miasta co jakiś czas dolatują pociski artyleryjskie i rakiety z wyrzutni „Grad”.
Baptystyczny kościół, w którym się zatrzymałem, znajduje się na samym skraju miasta – dalej są już pola, lotnisko w Doniecku i pozycje prorosyjskich bojowników-separatystów. Ganek kościoła jest gęsto podziurawiony drobnymi odłamkami. Spać trzeba przy odgłosie artyleryjskiej kanonady. Pierwszej nocy wyobraźnia podsuwała mi obrazy, jak pocisk wlatuje prosto do mojego pokoju, ale wkrótce – podobnie jak wszyscy mieszkańcy Awdijiwki – przestałem zwracać uwagę na huk artylerii.
W kościele było dużo młodzieży. Jeden z chłopaków został ranny odłamkiem.
– Bo przykucnął, zamiast się położyć – tłumaczył najstarszy z nich. – Błoto, kałuża – nieważne, trzeba od razu padać w jakiekolwiek zagłębienie. Tuż obok mnie też wybuchł pocisk, ale zdążyłem paść na ziemię i wszystkie odłamki przeleciały nade mną. Gdybym tylko przykucnął – fala uderzeniowa oderwałaby mi głowę. Dobrze, że nie używają lotnictwa. Poszczęściło. Lotnictwo to prawdziwy koszmar, przed takimi bombami nie da się ukryć.
Kilka lat później, w 2023 roku, rosyjskie lotnictwo niemal doszczętnie zniszczyło Awdijiwkę przy użyciu kierowanych bomb lotniczych (tzw. KAB-ów).
Styczeń 2016, wieś Opytne koło lotniska w Doniecku. We wsi zostało siedemdziesięciu ludzi. Nie ma ani jednego całego budynku. Wydawałoby się, że gorąca faza wojny, po podpisaniu porozumień mińskich, dawno minęła, ale wieś wciąż jest regularnie ostrzeliwana – artylerią, moździerzami, z czołgów, a do tego przenikają grupy dywersyjno-rozpoznawcze…
– A „Grady” (radzieckie samobieżne wyrzutnie rakietowe)? – pytam.
– „Gradów” nie widać od jesieni – odpowiada miejscowy.
Ludzie mieszkają w piwnicy bloku – cywile i wojskowi razem, jak w akademiku. Z piwnicy wystaje rura – mieszkańcy zrobili tam prowizoryczny piecyk. Obok wejścia pień, na którym rąbią drewno. Z boku budynku zieje ogromna dziura po bezpośrednim trafieniu. W tym miejscu zginęła kobieta we własnym mieszkaniu.
Czerwiec 2017, Marjinka. Czyste, piękne miasteczko. Nieustannie pod ostrzałem, a mimo to od razu sprzątają gruz po bombardowaniach. W oczy rzucają się zadbane trawniki z kwiatami. Półzniszczone domy; kilkaset metrów dalej – pozycje separatystów-okupantów. Ulica jest ostrzeliwana nie tylko artylerią, ale nawet z broni strzeleckiej, a ludzie mimo wszystko dbają o kwiaty. Skręciłem w równoległą, na której nikt już nie mieszka – na drzewach dojrzałe morele. Miejscowi powiedzieli, że kiedy jadłem te morele, bojownicy mogli przez celownik zobaczyć kolor moich oczu.
Teraz tego miasta też już nie ma – Rosjanie – podobnie jak Awdijiwkę – zrównali je z ziemią w 2023 roku.

Pierwsze miesiące pełnoskalowej inwazji
24 lutego 2022, Kijów. Wyją syreny, ludzie nie wiedzą, jak reagować ani co ich czeka. Wielu próbuje schronić się w metrze, jakby tam dało się przeczekać wojnę. Koleżanka chciała pojechać z przyjaciółkami do Buczy – sądziła, że tam będzie można się ukryć, gdy w Kijowie rozpoczną się walki. Na szczęście nie zdążyła – droga była już zablokowana.
25 lutego 2022, Słowiańsk. Miasto żyje zwyczajnym rytmem – wojna jeszcze do niego nie dotarła, ale ludzie, którzy już raz przeżyli okupację, dobrze wiedzą, co to znaczy i spokojnie przygotowują się na nadchodzące próby zdobycia.
Marzec 2022, Słowiańsk. Miasto znalazło się w samym oku wojennego huraganu – w jego wnętrzu panuje cisza. Ciężkie walki toczą się w obwodzie kijowskim (o okrucieństwach okupantów mieliśmy dopiero niebawem się dowiedzieć), dochodzą przerażające wieści z Mariupola. Potężny wybuch tuż obok – dokładnie w chwili, gdy łączyłem się ze studentami na zajęcia online – okazał się pierwszym echem wojny w Słowiańsku. W wiadomościach podano, że nad nami zestrzelono pocisk manewrujący.
Już się ściemniało, gdy po raz pierwszy usłyszałem narastający świst rakiety balistycznej. Taką bardzo trudno zestrzelić. Przygotowałem się na uderzenie, przed którym nie ma schronienia. Potężny wybuch, ale szyby całe. Wyszedłem zobaczyć co się stało. W oddali paliło się pole. Na razie takie ataki na nasze miasto zdarzają się sporadycznie. Myślę o Mariupolu, gdzie ludzie przeżywają coś niewyobrażalnie gorszego.
Wielu z nas ma już przygotowane piwnice, w których można się schronić podczas ostrzału, ale nie wszyscy. Moja piwnica to duży dół wewnątrz chybotliwej szopy – gdyby się zawaliła, zasypałoby ją, a ja bym został pogrzebany w tym tymczasowym grobie. Dlatego krycie się tam jest bardziej niebezpieczne, niż pozostanie w domu. Tym bardziej, że atak rakietowy zawsze przychodzi niespodziewanie.
Kwiecień – maj 2022, Słowiańsk. Kanonada staje się ciągła i stopniowo zbliża się do miasta. Padło Izium, za nim – Łymań. Od czasu do czasu Słowiańsk trafiają rakiety, widać coraz więcej zniszczeń. Straszniejsze od rakiet jest jednak ogniowe tsunami artylerii, które wszystko przed sobą pochłania. Jeszcze gorsi są rosyjscy żołnierze, którzy idą gwałcić, torturować i zabijać. Nikt nie wie, na jakich liniach uda się ich zatrzymać.
Lato 2022, Słowiańsk. Miasto zaczęło być regularnie ostrzeliwane z wyrzutni rakietowych (RSZO) i niemal całkowicie opustoszało. Wróg jest już dziesięć kilometrów od miasta, ale nie może przekroczyć rzeki Siewierski Doniec. Gdyby rozstawił wokół Słowiańska artylerię lufową, mógłby doszczętnie zniszczyć miasto, jednak ukraińskie wojsko na to nie pozwala. Nie ma gazu, wody, a prąd często znika – i to na długie godziny.
Kolejny ostrzał – już nie pamiętam, która to noc z rzędu. Wybuchy raz bliżej, raz dalej mojego domu – zastanawiam się, czy tym razem trafią we mnie. To może trwać ponad godzinę.
3 lipca 2022, Słowiańsk. W domu nie było prądu, więc pracowałem tego dnia w zielonoświątkowym kościele „Dobra Wieść”. Nagle rozległa się seria głośnych wybuchów. Może z dziesięć. Ludzie w przedsionku odskoczyli od okna, jedni pobiegli do piwnicy, inni na podwórze zobaczyć, gdzie trafiło. Wyszedłem i ja. Z pobliskich budynków mieszkalnych unosiły się w górę kłęby dymu. Po prawej, po lewej i tuż przede mną. Zaraz potem druga seria wybuchów – jeszcze bliżej.
– Wszyscy do piwnicy! – zawołał dyżurny z kościoła, machając rękami. Wróciłem do stolika, spakowałem laptop i również zszedłem na dół. Intensywne bombardowanie ustało, rozległy się jeszcze trzy pojedyncze wybuchy, ale nikt już na nie nie reagował. Podszedł do mnie Ołeksandr Reszetnik. Ktoś zdążył mu przesłać nagranie z panoramą ostrzału Słowiańska: na całej długości miasta wznoszą się słupy dymu – naliczyliśmy ich około dwudziestu, choć mogło być więcej. Ołeksandr powiedział, że ostrzał prowadzono prawdopodobnie z systemów „Uragan” albo „Smiercz”. Później przeczytałem w wiadomościach, że zginęło sześć osób, a piętnaście zostało rannych.
Jesień 2022, Słowiańsk. Udana kontrofensywa odrzuciła wroga od miasta, co zapoczątkowało dłuższy okres względnego spokoju. Raz lub dwa razy w tygodniu można było usłyszeć ostrzał rakietowy Słowiańska. Czasem ginęli cywile, ale w porównaniu z latem 2022 roku wydawało się to ciszą. Mieszkańcy zaczęli wracać do domów. Obecnie w Słowiańsku żyje prawie połowa ludności sprzed wojny. Choć mówiąc o „spokoju”, nie jestem obiektywny – mieszkam sam. Matki z dziećmi raczej nie pocieszy fakt, że ataki są rzadsze, jeśli wciąż istnieje ryzyko, że w każdej chwili rosyjska rakieta może zabić lub okaleczyć jej pociechę.
Rok 2025 – wojna zmieniła swój charakter
Lato 2025, Słowiańsk. Do miasta zaczęły dolatywać kierowane bomby lotnicze (tzw. KAB-y). Na szczęście bardzo rzadko, ale ich skutki są potworne. Pocisk artyleryjski może zniszczyć pokój, a rakieta – całe wejście do bloku. KAB – cały budynek. Stopniowo wrogie drony stały się częścią codzienności. Najpierw pojawiały się rzadko i pojedynczo, potem – całymi rojami. Walki powietrzne z dronami najlepiej widać w pogodną noc, gdy niebo usiane jest gwiazdami i widać Drogę Mleczną. Przestrzeń przecinają smugi ognia z dział przeciwlotniczych, nad głową błyskają rozbłyski. Od myśli, że któryś dron może spaść prosto na twój dom, robi się nieswojo.
Czasem brzęczenie dronów trwa długo i jednostajnie – jakby komary krążyły nad tobą. Może to trwać całymi godzinami. Czasem brzęczenie gwałtownie narasta i kończy się eksplozją – to drony pikują z wysokości, a działa przeciwlotnicze nawet nie zdążają odpowiedzieć ogniem.
13 lipca 2025, Słowiańsk. Spokojny poranek. Nic nie zapowiada zagrożenia. Nagle gwałtownie narastający dźwięk rozcinanego powietrza. Sekunda – i potężny wybuch tuż obok – KAB. Jeszcze nie wiem, jakie są skutki uderzenia, być może czyjeś życie właśnie się skończyło.
2 sierpnia 2025, Słowiańsk. Na targu przydworcowym, gdzieś bardzo blisko, huknęło – rosyjski dron Lancet. Pojedyncze uderzenie – syreny nikt nie włączył. Ludzie niewzruszenie zajmowali się swoimi sprawami. Sprzedawczyni wyszła z kiosku i spokojnie zapytała:
– Z której strony uderzyli?
Machnąłem ręką.
– Stamtąd. Echo niosło się z tej strony.
Kiedy jechałem rowerem do domu, znów huknęło. Codzienne życie.
Teraz Kijów bombardują nie mniej, ale jest różnica w tym, jak bombardowania przeżywają kijowianie, a jak mieszkańcy Donbasu. Czas dolotu do Kijowa pozwala śledzić ataki Rosjan w telegramowych kanałach monitorujących – dzięki temu każdy może podjąć decyzję, czy zejść do schronu, ukryć się w łazience, czy też zignorować alarm. Na Donbasie czas dolotu jest tak krótki, że ludzie nawet nie próbują śledzić ataków ani się ukrywać. Przyjmują to, co się dzieje, takim, jakie jest, i dalej wykonują swoje codzienne obowiązki.
15 sierpnia 2025, Słowiańsk. Wczoraj wieczorem był silny ostrzał. Jeden „przylot” był bardzo blisko – aż zadźwięczały szyby. Na szczęście zdążyłem przygotować jedzenie, zanim odłączyli prąd. Rano sprawdziłem wiadomości. Trafienie w prywatny dom mieszkalny, zaledwie kilkaset metrów ode mnie. Poszedłem zobaczyć. Wozy strażackie i zapach spalenizny. Dom zniszczony do fundamentów, powalone drzewa, uszkodzone wszystkie okoliczne budynki.
Istnieje ogromna różnica między ostrzałami niesystematycznymi, jak u nas, a systematycznymi. U nas działają strażacy, ekipy naprawcze – prąd przywrócono już rano. Te pojedyncze ataki terrorystyczne w żaden sposób nie wpływają na życie miasta. Targ był pełen ludzi, życie płynie jak dawniej. Co innego, gdyby rozpoczął się systematyczny ostrzał, zamieniający miasto w ruinę.
Wrzesień 2025, Słowiańsk. Ostrzały się nasiliły. Mnie jest łatwiej – mam spokojną pracę, piszę, uczę zdalnie. Ale jak to jest dla ekip remontowych, które muszą pracować w każdą pogodę pod ostrzałem… albo dla chirurgów, którzy przeprowadzają operacje zamiast ukrywać się w schronach? A jednak pracują. Nie próbują wyjechać z przyfrontowego miasta, choć wiedzą, że ostrzały będą się nasilać, a szpitale znajdują się w strefie szczególnego ryzyka.
Rozmawiałem z ludźmi na oddziale chirurgicznym. Wybuchy jeden po drugim, bardzo blisko. Wielu pacjentów po operacjach, nie mogą chodzić, spokojnie komentują atak. Za każdym razem przenosić cały oddział chirurgiczny do schronu jest zupełnie nierealne, więc wszyscy zostają na miejscu. Taka „rosyjska ruletka”. Ludzie zdają sobie sprawę, że mogą zginąć w każdej chwili. I niekoniecznie tylko w Słowiańsku. Niedawno informowano o młodej rodzinie, która przeniosła się ze Słowiańska do Kijowa i cała zginęła tam.
Wrzesień 2025, Kramatorsk. Obserwuję, jak rozmawiają ze sobą zwykli ludzie – do codziennych, życiowych tematów rozmów dołączył temat ostrzałów. Wielu ma krewnych w różnych miastach Donbasu, więc wszystkich interesuje, gdzie wczoraj bombardowano i kogo zabito. Spotkałem świadka strasznego ataku na osiedle Jarowa, niedaleko stąd. Rano, 9 września 2025 roku, Rosjanie zrzucili bombę lotniczą na emerytów stojących w kolejce po emeryturę. Zginęło 25 osób w wieku od 53 do 87 lat, kolejne 19 zostało rannych. Kobieta opowiadała, że w epicentrum wybuchu pojedyncze części ciał – ręce, nogi – były zmieszane z ziemią, a na obrzeżach ludzi po prostu rozrzuciło. Mówiła, że ludzie przez dwa miesiące nie dostawali emerytur i w końcu przyszli je odebrać. Oczywiście obwinia także lokalne władze o to, że nie zadbały o bezpieczeństwo.
Szpital miejski w Kramatorsku to miejsce, gdzie można spotkać ludzi z innych miast Donbasu. Starszego mężczyznę właśnie wypisano, przyjechała po niego córka, by odwieźć go samochodem do Drużkiwki – sąsiedniego miasta. Siedzą i czekają – jechać niebezpiecznie, nad szpitalem krążą drony.
– Zwiadowcze? – pyta mężczyzna z sąsiedniego łóżka.
– Nie, bojowe – odpowiada córka pacjenta. Słychać terkot dział przeciwlotniczych.
– Mój krewny też jechał z Drużkiwki, to dron się za nim przyczepił zaraz po punkcie kontrolnym – westchnął mężczyzna z sąsiedniego łóżka, a ja wyobraziłem sobie, jak to jest – jechać i wiedzieć, że dron wiszący nad głową w każdej chwili może uderzyć w twój samochód. Sam też mieszka teraz u krewnych w Drużkiwce – jego dom został w Konstantyniwce, którą rosyjskie wojska teraz systematycznie niszczą. Tak jak kiedyś Awdijiwkę, Marjinkę.
Drużkiwka leży między Konstantyniwką a Kramatorskiem, jest często ostrzeliwana, jednak służby remontowe szybko usuwają skutki ataków. W Konstantynіwce natomiast już nic nie działa – nie ma prądu ani wody, w mieście zostało zaledwie sześć tysięcy mieszkańców. Zanim Rosjanie zajmą miasto, niszczą je do fundamentów – innej taktyki nie znają.

Rozmawiałem też z emerytowanym oficerem, który opowiadał, że nawet w Czasiw Jarze, z którego prawie nic nie zostało, wciąż żyją ludzie – może trzy osoby. Nawet w obliczu śmiertelnego zagrożenia starsi ludzie bardzo niechętnie opuszczają swoje domy. Ukraińscy żołnierze chcieli zmusić do wyjazdu z Czasiw Jaru pewną staruszkę, ale ta dotarła do ich przełożonych i poskarżyła się, więc ci udzielili żołnierzom nagany za rzekomo „niegrzeczne” traktowanie miejscowych.
O odmiennym stosunku do miejscowych ze strony ukraińskich i rosyjskich wojsk świadczą jego słowa:
– Toreck i Gorłówka to miasta-satelity, jak Słowiańsk i Kramatorsk. Rosjanie mielą Toreck na gruz, a w Gorłówce są i prąd, i woda – rosyjscy żołnierze mogą tam doskonale odpocząć przed bitwą. Rozumiem, że nie wolno uderzać w dzielnice mieszkalne, ale przynajmniej w system energetyczny. To wojna o przetrwanie, a naszym zabrania się strzelać w infrastrukturę krytyczną. Tego nie potrafię zrozumieć.
Październik 2025, Ukraina. To, czego doświadczamy w Donbasie, to dopiero początek wielkiej wojny dronów. Myślę, że wkrótce nie będzie już ani tyłów, ani frontu – tylko wojna dronów, której nie da się utrzymać w granicach Rosji i Ukrainy.
Czytaj także w PostPravda.Info: Studia w Ukrainie podczas wojny: „Przepraszam, że się rozłączyłam. Trudno o dobry internet w piwnicy”. Wspomnienia z Mariupola i Donbasu


