Rosja zaktywizowała swoje wojska praktycznie na całej linii frontu w Donbasie. Na kierunkach Nju Jorku, Torecka czy Czasiw Jaru można spodziewać się zintensyfikowania walk. To właśnie w tych miejscach są najsilniejsze punkty obrony Ukraińców. Ich przełamanie może nie tylko przesunąć front o kilkadziesiąt kilometrów w głąb terytorium Ukrainy, ale także pomóc Kremlowi w odcięciu dróg zaopatrzeniowych i niemal całkowicie odciąć region od reszty kraju. W Donbasie może być jeszcze niebezpieczniej niż jest teraz.
— Rosjanie idą w małych grupach piechoty, dwójkami. Ich ludzie wychodzą z każdej szczeliny, z każdego przejścia. Rosjanie chodzą nawet po polach minowych i po prostu niszczą je swoimi żołnierzami. Będę szczery, wszystkie podejścia do Nju Jorku są po prostu zaśmiecone ich martwymi ciałami i zepsutym sprzętem — opowiada dowódca „Karpackiej Siczy” o znaku wywoławczym „Kep”.
O trudach walki, bronieniu granicy frontu i problemami, z jakimi mierzy się ukraińska armia opowiada korespondentka wojenna PostPravdy Khrystyna Lutsyk.